TUNEZJA

Share on FacebookTweet about this on TwitterPin on PinterestShare on Google+Email this to someone

Kecajmadeby

Tunezja – kraj, który mógłby być nominowany do Oscara!

        Tunezja to kraj, który odwiedziłem w roku 2001, czyli już 16 lat temu! Ach… Jak ten czas ucieka nieprzyzwoicie szybko!!! Dobrze, że ząb czasu nie nadgryzł mnie nadto, a pamięć mam jeszcze całkiem, całkiem… Przygotowując się do pisania relacji z tej podróży zastanawiałem się na ile informacje i wspomnienia jakie posiadam o tym ciekawym kraju będą aktualne i użyteczne dla Was, bo przez tyle lat sporo się w Tunezji wydarzyło i zmieniło. Choćby wydarzenia z ostatnich lat – zamach terrorystyczny w Tunisie w Muzeum Bardo czy Jaśminowa Rewolucja – odmieniły Tunezję diametralnie! Z turystycznego raju w ciągu bardzo krótkiego czasu Tunezja stała się krajem omijanym szerokim łukiem przez zagranicznych gości. Na szczęście ostatnio w Tunezji zmieniono wiele w kwestii bezpieczeństwa i powoli sytuacja w kraju ulega normalizacji. Jest naprawdę duża szansa, że Tunezja wkrótce znów będzie perłą Morza Śródziemnego, bo przecież rewolucja nie zdmuchnęła niczym tornado piasek z pięknych plaż, bomby nie zniszczyły wiekowych zabytków, a kule karabinów nie dosięgły wielu przyjaznych innym nacjom Tunezyjczyków! Dlatego zdecydowałem się, że opiszę Wam swoje wrażenia z tej podróży i opowiem o miejscach, które udało mi się zobaczyć w Tunezji. Kto wie… Może już wkrótce Tunezja stanie się przebojem turystycznym i rzesze naszych rodaków ponownie ruszy zwiedzać ten przepiękny kraj? Wtedy moje doświadczenia i wspomnienia będą dla Was na pewno na wagę złota! No z tym złotem to może przesadziłem, ale może będą chociaż na wagę piasku z Sahary! Oczywiście pominę informacje, które się na pewno zdezaktualizowały od czasu kiedy wizytowałem Tunezję, czyli nie będę podawał tutaj namiarów na hotele, restauracje czy informacji o kosztach związanych z biletami lotniczymi, poziomu cen poszczególnych produktów oraz o kosztach lokalnych wycieczek. Skupię się na miejscach i atrakcjach turystycznych, które na pewno są tam nadal i zamachy czy inne rewolucje nie zdołały ich zmienić! Z pewnością nadal zachwycają i każdy kto odwiedzi Tunezję i zobaczy na własne oczy te miejsca wspominać będzie taką podróż przez wiele lat. Zupełnie tak jak ja!

        Tunezja „od zawsze” kojarzyła mi się z… „Gwiezdnymi Wojnami”. Już bardzo dawno temu, nawet jeszcze przed wyjazdem do Tunezji gdzieś przeczytałem lub usłyszałem, że sceny do tego filmu kręcono właśnie w tym kraju. No i oczywiście potem chciałem tam pojechać i zobaczyć te księżycowe plenery na własne oczy. Gdy już wylądowałem w Tunezji, a następnie zakwaterowałem się w jednym z podrzędnych hoteli w śródziemnomorskim kurorcie Hammamet swoje pierwsze kroki skierowałem do… rezydenta biura podróży Oasis Tour, gdzie wykupiłem wycieczkę na Saharę. Nie wiem czy zaszły jakieś zmiany w kwestii ustalania cen wycieczek po Tunezji, ale wtedy wszyscy płacili odgórnie ustaloną przez rząd lub jakieś tam ich ministerstwo jedną cenę za daną wycieczkę. Nikt nie miał taniej lub drożej. Po prostu cena była stała i jednolita dla wszystkich organizatorów lub pośredników. Taki turystyczny socjalizm sobie wymyślili. Jedyną alternatywą było zorganizowanie sobie wszystkiego indywidualnie, ale okoliczności akurat nie pozwalały na samotną eksplorację kraju. Taka wycieczka na Saharę organizowana przez biuro podróży trwa dwa pełne dni, a cały dystans – w sumie około 1200 km – pokonuje się autokarem, zwiedzając po drodze wiele arcyciekawych zakątków jakie ma do zaoferowania Tunezja. No, ale po kolei…

Hammamet

        To punkt startowy wycieczki i jednocześnie miejsce, gdzie spędziłem dwa tygodnie na leżakowaniu i byczeniu się na plaży. Hammamet to najpopularniejszy w Tunezji kurort, gdzie kilometrami ciągną się hotele wzdłuż piaszczystych plaż. Położony jest około 1,5. godzinnej jazdy autokarem od portu lotniczego w Tunisie. Hammamet ma swoje niewielkie centrum z klimatyczną starówką, niewielkim sukiem (czyli targiem), starą twierdzą zbudowaną kilka wieków temu na niewielkim cyplu wychodzącym w morze oraz meczetem, z którego skoro świt muezin nawołuje muzułmanów do modlitw. Miejsce nawet przyjemne, ale wylądowałem w hotelu o parszywym standardzie i podłym jedzeniu. W katalogu biura podróży były zaznaczone trzy gwiazdki i zdjęcia były ładne, ale niestety w tamtych czasach nie było stronki www.holidaycheck.pl żeby zweryfikować to co nam proponowali w katalogu z opiniami osób, które wcześniej odwiedziły ten przybytek. Hotel nazywał się Yasmina, ale mam nadzieję, że już nie istnieje, a jeśli nawet jakimś cudem przetrwał, to mam nadzieję że do niego nie traficie. Wyłączną zaletą tej miejscówki było to, że do ścisłego centrum było 200 metrów i hotel był położony tuż przy bardzo ładnej plaży z łagodnym zejście do morza. Pamiętam, że chętnie odwiedzałem pobliski suk, na którym rządziły wyroby z prawdziwej skóry. Kupiłem sobie tam między innymi rewelacyjną aktówkę do pracy, która służyła mi przez wiele lat, a za którą zapłaciłem około 50 zł. Za podobny produkt zapłaciłbym wtedy w kraju około 400 zł, więc okazja trafiła się szczególna. Ciekawe swoją drogą czy nadal w Tunezji można kupić takie skórzane cacka w bardzo korzystnej cenie?

Tunezja
Piaszczyste plaże kurortu Hammamet

El Jam

        To pierwszy dłuższy przystanek na trasie na Saharę, do którego dociera się z Hammamet po około 2 godzinach podróży kierując się na południe kraju. Z Hammamet do El Jam prowadzi porządna autostrada, więc kilometry połyka się szybko i bezboleśnie. El Jam (czytaj: Al Dżamm) to miasto, w którym zachował się w doskonałym stanie starożytny amfiteatr, wybudowany w czasach panowania Rzymian. To trzecią co do wielkości tego typu budowlą na świecie, a amfiteatr zachował się w lepszym stanie do naszych czasów niż słynne Koloseum w Rzymie. Obiekt robi rzeczywiście imponujące wrażenie i zobaczenie tego na żywo jest ucztą dla oczu. Na pewno każdy z Was pamięta film „Gladiator” w reżyserii Ridleya Scotta z Russelem Crowe w roli głównej… To właśnie w El Jam nagrywano sceny do tego filmu! A może ktoś z Was pamięta „Quo vadis” Jerzego Kawalerowicza? Zgadnijcie zatem gdzie nagrywano ten film… Amfiteatr w El Jam to nie tylko powiew historii, fantastyczna architektura, ale również gotowy plan dla wielu produkcji filmowych.

Tunezja
Amfiteatr w El Jam

Matmata

        Jeśli ktoś kiedyś oglądał „Gwiezdne Wojny” to można powiedzieć, że już wie jak wygląda Tunezja! To co w filmie wygląda na science-fiction przedstawione za pomocą animacji komputerowych i efektów specjalnych de facto w tym filmie… tym nie jest! Nie trzeba było wybierać się na Marsa, ani zatrudniać rzeszy grafików komputerowych, aby stworzyć Planetę Tatooine! Takie krajobrazy istnieją naprawdę i znajdują się właśnie w tunezyjskiej Matmacie.

Tunezja
Matmata czy Planeta Tatooine? Tutaj naprawdę prawda ekranu miesza się z rzeczywistością!

     Matmata leży w południowej części kraju, prawie 500 km od Tunisu – stolicy kraju. To miejsce zamieszkania rdzennych mieszkańców tego regionu – Berberów, żyjących tutaj od starożytności. Swoje domostwa wydrążyli w miękkich skałach kilka metrów pod powierzchnią ziemi, gdzie mogli schronić się przed upałami, które tutaj są nie do zniesienia nawet dla tubylców. Do wydrążonych chatek można zaglądać i samemu się przekonać czy naturalna klimatyzacja działa prawidłowo. Gdy zwiedzałem Matmatę temperatura powietrza osiągała ponad 40 stopni i przebywanie w takim lokum było niesamowitą ulgą dla spalonego słońcem ciała. Dookoła wioski rozciągają się krajobrazy księżycowe. Dookoła teren wyżynny. Po horyzont widać niewielkie wzgórza porośnięte kępkami jakichś traw lub najbardziej odpornych na panującą aurę chwastów. Naprawdę można poczuć się jak na planie filmowych „Gwiezdnych wojen”.

Tunezja
Z wizytą u Berberów, rdzennych mieszkańców Matmaty

    Jak gdyby mało było gorączki zjeżdżamy do restauracji, gdzie zjadam porcję kuskusu z kurczakiem i sałatką. Na środku talerza podano niewielką marynowaną, papryczkę… Do dzisiaj wspominam ten obiad, bo po zjedzeniu papryczki przez następne trzy godziny nie mogłem niczego skonsumować. Z piciem napojów włącznie! Zostałem poparzony przez małą papryczkę niczym przez wrzątek! Wystrzegajcie się małych, tunezyjskich papryczek, jeśli nie chcecie chodzić głodni!

Duz

        Późnym popołudniem dociera się do wrót największej pustyni świata: Sahary! Dosłownie do wrót, bo w miejscowości zbudowano symboliczne wrota na pustynię. Tuż za ostatnimi palmami i wspomnianą umowną bramą rozciąga się bezkres piachu i wydm. Niesamowite wrażenie! Dla turystów w Duz organizowane są wycieczki wielbłądami w głąb pustyni, aby poczuć ogrom Sahary. Tak, aby stracić z oczu cywilizację i ostatni skrawek zielonej oazy. Dookoła piach i tylko piach. Karawana na wielbłądach jest dodatkowo płatna, ale naprawdę warto wykupić sobie taką eskapadę, bo choćby przez chwilę można pojeździć na dwugarbnym przyjacielu i niczym w karawanie przemierzyć kawalątek pustyni. Poza tym turyści ubierani są w długie galabije, więc zupełnie można poczuć się jak arab na pustyni, a fotki pstrykają się same. W Duz zostaje się zwykle na nocleg. Hotele na południu Tunezji biją na głowę standardem te na riwierze śródziemnomorskiej. Wszystkie są z basenami, doskonałą stołówką, czystymi i komfortowymi pokojami. Aż żal było wyjeżdżać, bo człowiek szybko przyzwyczaja się do wygód. Trzeba iść niestety szybko spać, bo o 4:00 nad ranem pobudka!

Tunezja
Sahara i niemiłosierny upał może zmęczyć nawet wielbłądy

Chott el-Jerid

        Naprawdę więcej niż warto zerwać się z łóżka skoro świt i zobaczyć wschód słońca na Chott el-Jerid (czytaj: Szot el-Dżerid). Widoki zachwycają i zostają w pamięci aż po grób. Gwarantuję! Chott el-Jerid to wielkie, słone jezioro, prawie całkowicie wyschnięte przez większą część roku. Przez środek jeziora prowadzi droga usypana na grobli i tym samym można w kilka chwil stanąć pośrodku ogromnego i płaskiego niczym stół solniska. Pojawiające się z każdą minutą na horyzoncie słońce w swej czerwono-żółtej poświacie daje niesamowity efekt kolorystyczny wyschniętej tafli jeziora. Ludziska pieją z zachwytu patrząc na spektakl, który funduje tu natura, a słychać tylko jeszcze strzelanie migawek aparatów fotograficznych, które rozgrzane są w takim momencie do czerwoności. Dobrze radzę zrobić filmik ze wschodu słońca w takich okolicznościach, a potem puszczać sobie gdy trzeba będzie się odstresować i zapodać sobie jakieś sesje relaksacyjne. Stres zniknie jak ręką odjął!

Tunezja
Słone „jezioro”, a w zasadzie solnisko, Chott el-Jerid

Tozeur

        Chwilę po spektakularnym wschodzi słońca nad Chott el-Jerid dociera się do Tozeur – sporej oazy na skraju pustyni, na której znajduję się ogromna plantacja palm daktylowych. Bezpośrednio do celu dociera się małymi wózkami prowadzonymi przez tubylców, które zawożą turystów w głąb oazy. Na miejscu można obejrzeć jak plantatorzy niczym małpy wspinają się na wysokie na 20 metrów palmy. Potem oczywiście można spróbować tej sztuki samemu, ale jest więcej niż pewne, że po maksymalnie 2 metrach wspinaczki odpada się od palmy przypłacając przy okazji jakimś otarciem rąk lub nóg. Na plantacji można oczywiście zobaczyć w jaki sposób wygląda proces uprawy i zbiorów daktyli, skosztować tych owoców i oczywiście zakupić finalny produkt wyprawy. Wycieczka wydaje się na początku trochę taką zapchajdziurą w programie całej wyprawy, ale w sumie to fajny przerywnik i dzięki temu można poznać jak wygląda praca ludzi na takiej plantacji . Inną sprawą jest to, że zdałem sobie sprawę właśnie tam, że w jakiś sposób pomagamy tym ludziom, płacąc za możliwość oglądania tej oazy. Niestety po zamachach terrorystycznych i Jaśminowej Rewolucji ci ludzie musieli odczuć spadek ruchu turystycznego w swoich kieszeniach, pogarszając ich przecież i tak niełatwą sytuację materialną. Tunezja po prostu musi znów wrócić na turystyczną mapę świata, bo szkoda po prostu tych rodzin często wegetujących i żyjących na granicy ubóstwa.

Tunezja
Plantacja palm daktylowych Tozeur

Chebika

        Kilka kilometrów za Tozeur przesiadamy się za autokaru do samochodów terenowych, które wożą nas po okolicy w poszukiwaniu… fatamorgany. Nie zawsze udaje się ją zauważyć. Konieczna jest wysoka temperatura i odpowiednio rozrzedzone powietrze, ale po jakiejś chwili… jest! Widziałem fatamorganę! Gdzieś daleko na horyzoncie dostrzegamy jadące samochody, ludzi na wielbłądach , a nawet budynki… Tyle, że to wszystko złudzenie! Nie ma tego! Nie istnieje! To miraże, które majaczą przez chwilę lub dwie, a potem znikają z horyzontu bez śladu. Niesamowite zjawisko! Po kilku fatamorganach dojeżdżamy do oazy Chebika (czytaj: Szebika). To niewielka zielona osada pośród bezkresu piachu i skał położona na skraju Gór Atlas. Źródło bijące z jednej ze skał spowodowało, że wokół wyrosło parędziesiąt drzew, tworząc pięknie kontrastującą oazę z tym pustynnym obszarem. Urokowi tego miejsca dodaje niewielki wodospad o tej samej nazwie co oaza, czyli Chebika i świadomość tego, że tutaj kręcono kolejne sceny do „Gwiezdnych Wojen” i „Angielskiego pacjenta”. Niektórzy zażywają tutaj odświeżającej kąpieli w niewielkim bajorze powstałym wokół wodospadu, inni dokonują zakupu pamiątek i rękodzieł sprzedawanych przez tubylców. Taki prysznic pod wodospadem naprawdę dobrze robi, bo na turystów czeka stąd jeszcze prawie 600 km drogi do hotelu.

Tunezja
Przejażdżka jeepami po Górach Atlas to obowiązkowy punkt programu wycieczki po Tunezji Południowej

Tamerza (Tamaghza)

        Dosłownie 6 km przed granicą z Algierią znajduje się kolejna oaza o nazwie Tamerza. Tutaj znajduje się kolejny wodospad, choć bardziej spektakularny niż ten w Chebice. To już ostatni przystanek przed dłuższą podróżą powrotną i ostatnia szansa na odświeżającą kąpiel czy fotografowanie niesamowitego krajobrazu rozciągającego się wokół nas. W Tamerzie kręcono natomiast sceny do filmu naszej rodzimej produkcji – nowej wersji „W pustyni i w puszczy”. Jeśli tutaj będziecie to sami się przekonacie dlaczego producenci filmu właśnie tutaj kręcili niektóre sceny tego filmowego hitu. Nasze zdjęcia robiły się same, a co dopiero robiła taka profesjonalna kamera filmowa?! Się włączyła i się wszystko samo nakręciło! Spektakularna miejscówka!

Tunezja
Oaza Tamerza na środku piaszczystego pustkowia przyciąga tłumy

Kairuan

       W drodze powrotnej z wycieczki na Saharę zatrzymujemy się w mieście Kairuan, gdzie największą atrakcją jest przeogromny meczet zwany Sidi Okba lub po prostu Wielkim Meczetem. Nazwa nie wprowadza w błąd – meczet jest wielki! Do środka tej islamskiej świątyni nie mogą wchodzić innowiercy, ale za to można swobodnie zwiedzać krużganki meczetu i wszystkie terenu wokół. W świecie islamskim są 4 najważniejsze miejsca kultu: Mekka, Medina, Jerozolima i właśnie Kairuan. Dla Tunezyjczyków Kairuana jest tym samym co dla polskich chrześcijan Częstochowa. Tunezja jest przecież w większości muzułmańska i postawienie tak ogromnego meczetu nie dziwi, tak jak nas nie dziwi Jasna Góra. W Kairuanie dodatkowo kręcili sceny do filmu „Indiana Jones: Poszukiwacze zaginionej arki”, więc na brak pielgrzymek w szczycie sezonu turystycznego mieszkańcy Kairuanu nie mogą narzekać. To się nazywa dobrze zainwestować w promocję. Wystarczy udostępnić kawałek miasta jako filmowy plan dla kinowego hitu i przez następne kilka dekad odcinać kupony od popularności. Włodarze polskich miast i miasteczek: przemyślcie gruntownie temat promocji swojej miejscowości w ten właśnie sposób!

Tunezja
„Tunezyjska Jasna Góra”, czyli meczet w Kairuan

        Wyprawa na Saharę dobiegła końca, ale Tunezja ma w sobie więcej atrakcji. Będąc przez dwa tygodnie w Hammamet nie da się plackiem wyleżeć na plaży i wykupić całego bazaru ze skórzanych kurtek, walizek i pasków! Będąc przysłowiowy rzut kamieniem od Tunisu nie sposób nie zwiedzić stolicy Tunezji i okolic miasta, gdzie znajduje się naprawdę sporo atrakcji turystycznych. No więc na koniec krótki przegląd tego co można zobaczyć w Tunisie i tuż obok miasta.

Tunis

        Z Hammamet do Tunisu kursują mini-busy, które odjeżdżają z centrum mediny. W sezonie jest ich kilkanaście dziennie i w ciągu nieco ponad godziny docierają do centrum Tunisu. Wysiada się przy głównej alei miasta, bardzo nowoczesnej, z dużą ilością wieżowców, szacownych budynków i drogich hoteli. Tuż obok znajduje się stara część miasta, gdzie kwitnie handel i biznes restauracyjny. Można się zgubić w gąszczu wąskich uliczek zabudowanych ciasno domami. Co chwilę oczywiście jest się zaczepianym przez nachalnych sprzedawców lub przez naganiaczy, którzy prowadzą turystów na dachy budynków, skąd można pstryknąć sobie nietuzinkową fotkę starej mediny „z lotu ptaka”. Jednemu z takich naganiaczy daję się namówić na wspinaczkę na jeden z dachów, skąd mogłem zrobić sobie kilka fajnych fotek mediny z ciekawymi, kolorowymi mozaikami.

        Niewątpliwą i chyba jedną z najbardziej znanych atrakcji Tunisu, i w ogóle jaką Tunezja się szczyci, jest Muzeum Bardo, gdzie zgromadzono niezwykle cenne zbiory pochodzące z wykopalisk archeologicznych prowadzonych systematycznie na terenie Tunezji oraz znajduje się słynny zbiór rzymskich mozaik. Jednak nie odwiedziłem tego miejsca i nie mogę przekazać Wam swoich wrażeń z pobytu w tym słynnym muzeum. Któż wtedy przypuszczał, że za kilkanaście lat to miejsce stanie się scenerią dla dramatycznych wydarzeń związanych z bestialskim atakiem terrorystycznym, w którym zginęli przecież i nasi Rodacy.

Tunezja
Takie piękne mozaiki można zobaczyć na dachach budynków w Tunisie

Sidi Bou Said

        Tej miejscowości nie można pomylić z podobnie brzmiącą nazwą miasta Sidi Bu Zajd, położonej w środkowej części Tunezji. „Nasze” Sidi Bou Said położone jest kilkanaście kilometrów na północ od Tunisu, nad Morzem Śródziemnym. Z Tunisu do Sidi Bou Said można łatwo dostać się podmiejską kolejką, która kursuje regularnie kilkanaście razy dziennie. Już sama podróż tą kolejką jest przygodą. Można wtedy podpatrzeć dokładnie jak wyglądają, jak się zachowują i żyją na co dzień „zwykli-miastowi” Tunezyjczycy. Po około 40 minutowej podróży dociera się do przepięknego miasteczka Sidi Bou Said, które w całości pomalowane jest na biało-niebieski kolor. Każdy dom ma tutaj taką kolorystykę, a kwitnące wielokolorowe kwiaty wokół domów przysparzają dodatkowego uroku. Jest to miasto artystów, które bez wahania porównałbym do naszego Kazimierza nad Wisłą. Ten sam klimat, podobna wielkość miejscowości i ten sam artystyczny motyw przewodni miasteczka. No i też jest równie romantycznie. Śmiało można się zaręczyć na przykład! Brukowanymi uliczkami dociera się na sam szczy niewielkiego wzgórza, gdzie znajduje się restauracja z nieziemskim widokiem na morze mieniące się turkusowo-szmaragdowymi odcieniami. Bajeczne miejsce i zdecydowanie polecam wizytację w Sidi Bou Said. Tunezja ma tylko to jedno miejsce i naprawdę szkoda ominąć taką atrakcję. W drodze powrotnej można zatrzymać się jeszcze w słynnej Kartaginie, która położona jest dosłownie tuż „za miedzą” biało-niebieskiego miasteczka, ale czas już gonił i nie zdążyłem zwizytować tego co zostało po tym słynnym starożytnym mieście. Nic straconego! Podobno same ruiny, a to co zostało można zobaczyć w niemniej kultowym filmie „Żywot Briana”, który była właśnie tam kręcony. Zatem i Kartaginę się zobaczy i pośmiać się można do łez! Tunezja ostatnio nie dawała okazji do uśmiechu, a z pewnością na to przecież sobie zasługuje! Nigdy więcej wojny piękna Tunezjo!

Tunezja
Biało-niebieskie, romantyczne, artystyczne Sidi Bou Said
Share on FacebookTweet about this on TwitterPin on PinterestShare on Google+Email this to someone

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *