JAK DOJECHAĆ?

Share on FacebookTweet about this on TwitterPin on PinterestShare on Google+Email this to someone

 

Jak dojechać do Bułgarii?

Oczywiście najprościej i najszybciej jest polecieć. Żadna filozofia. Trzeba znaleźć dobrą ofertę wczasów z biura podróży, wsiąść w aeroplan i w ciągu 1h 15 min. jesteśmy na miejscu. Potem tylko transfer z lotniska podstawionym autokarem i za moment można rozpakowywać walizki w hotelu, a chwilę potem wylegiwać się już na plaży. W sezonie spokojnie można znaleźć oferty wczasów „all inclusive” w Złotych Piaskach, Słonecznym Brzegu czy Albenie za ok. 1800 zł za osobę w zupełnie przyzwoitym standardzie.

No, ale to oferta przede wszystkim dla tych, którzy chcą poplażować, popluskać się w ciepłym Morzu Czarnym i opalić ciało promieniami palącego czasami niemiłosiernie w Bułgarii Słońca. Jeśli jednak ktoś chciałby zwiedzić tyle co my przydałoby się, aby wybrał się tam samochodem. Wiemy, wiemy, wiemy… Jest daleko! Nie przeczymy. Szmat drogi jest! Ale jeśli ktoś chciałby poznać ten kraj gruntownie i różnokierunkowo samochód będzie jedyną rozsądną opcją. Tym bardziej, że nie taki diabeł straszny jak go malują! Jeśli podróż będzie dobrze zorganizowana i podzielimy ją na stosunkowo krótkie etapy okaże się, że nie będzie tak źle i tak męcząco. Opiszemy to jak to wyglądało w naszym przypadku. Może skorzystacie z kilku praktycznych porad jak sobie ułatwić taką podróż i sprawić, że nie będziemy nią wykończeni jak konie po westernie.

Odległość

Pierwsza sprawa to kilometry. Trzeba ich pokonać w sumie około 5000, aby zobaczyć większość tego kraju. Nie ma co owijać w bawełnę – jeśli chce się zwiedzić choćby Sofię, Rylski Monastyr, napawać się widokiem Gór Riły, Pirynu czy Rodopów, dotrzeć do Wielkiego Tyrnowa, przejechać większość Starej Płaniny i dojechać jeszcze na kilka dni nad Morze Czarne do Sozopolu to trzeba liczyć, że pokonamy właśnie te kilka tysięcy kilometrów. Nagrodą za ten wysiłek i umęczenie podróżą będą jednak wrażenia, emocje i wspomnienia, które zostaną na zawsze. Z Warszawy do Sofii jest ok. 1600 km. Z Sofii nad Morze Czarne do Sozopolu trzeba doliczyć jeszcze 400 km. Pozostałe kilometry robi się dojeżdżając do atrakcji turystycznych położonych z dala od ośrodków miejskich, na głębokiej prowincji.

Trasa i jakość dróg

Najlepiej dotrzeć do Bułgarii przez Słowację lub Czechy, Węgry i Serbię. Trasa wymagająca, ale tutaj jest niespodzianka. Jeśli wjedziemy na autostradę w Polsce to zjedziemy z niej dopiero w… Sozopolu nad Morzem Czarnym. Brakuje tylko niewielkiego kawałka dwupasmowej drogi pomiędzy serbskim miastem Niś a granicą Bułagrii (zresztą właśnie ten odcinek drogi jest modernizowany i przystosowany do standardu autostrady – będzie ukończony prawdopodobnie w następnym roku). A tak przez Słowację lub Czechy, Węgry, 95% Serbii oraz Bułagarię – z Sofii nad Morze Czarne – jest równiutka jak stół autostrada! Naprawdę trudy podróży dzięki tym nowym drogom są dużo mniej odczuwalne.

W Polsce przekraczamy granicę ze Słowacją lub Czechami i kierujemy się na Bratysławę lub Brno. Następnie należy dojechać do Budapesztu, z którego należy kierować się na Belgrad. Z Belgradu kierujemy się na południe w kierunku miasta Niś, by potem skręcić na Sofię. A z Sofii to już prosta droga nad Morze Czarne w kierunku Burgas.

Trasę można podzielić na kilka etapów, co sprawi że nie będziemy musieli spędzać całych dni w podróży, a przy okazji można zwiedzić kilka interesujących miejsc po drodze. My zanim dotarliśmy nad Morze Czarne zatrzymywaliśmy się na noclegi w węgierskim Szentendre (malowniczo położonej miejscowości nad Dunajem ok. 25 km od centrum Budapesztu), Belgradzie (zatrzymaliśmy się na 2 noce), w Sofii (również 2 noclegi), Wielkim Tyrnowie (dawna stolicy Bułgarii, pobyt na 1 noc), by w końcu dojechać na Morze Czarne do Sozopolu, gdzie spędziliśmy 7 dni.

Dzięki takiemu zaplanowaniu trasy w danym dniu mieliśmy do pokonania stosunkowo niewielką ilość kilometrów, a korzystając z tego, że bardzo często poruszaliśmy się autostradami to nawet jeśli w danym dniu było do pokonania nawet 400 km to czas przejazdu przy prędkości ok. 130 km/h był jak najbardziej do zaakceptowania.  Naprawdę nie trzeba bać się tych kilometrów. Uciekną szybciej niż nam się wydaje, a to co zobaczymy po drodze naprawdę będzie warte tego poświęcenia.

Oczywiście w Bułgarii nie wszędzie da się dojechać autostradami lub drogami ekspresowymi. Dla tych co chcą troszkę Bułgarii pozwiedzać lokalnie i prowincjonalnie są już drogi krajowe i lokalne. Miejscami są krótkie odcinki wyremontowanych dróg z dwoma pasami ruchu w jedną stronę. Tak na przykład można dostać się z Sofii do Rylskiego Monastyru, gdzie 80% trasy z Sofii pokonuje się autostradą. Podobnie jest w przypadku podróży z Sofii do miejscowości Wraca, gdzie znajduje się Wodospad Skaklja (w tym przypadku ok. 50% trasy przejedziemy autostradą). Dotarcie w inne miejsca niestety nie jest już aż tak komfortowe i trzeba liczyć się z gorszą jakością dróg i dużym natłokiem aut, co spowoduje, że wyprzedzanie jakiegokolwiek samochodu przez wiele kilometrów może być utrudnione. No, ale trzeba się spieszyć powoli. Po co tak gnać na łeb na szyję, skoro za oknem jawić się będą naprawdę piękne widoki?

Jadąc drogami lokalnymi trzeba uważać na liczne dziury i brak pobocza. Oczywiście nie ma odpowiedniego oznakowania i tablic ostrzegających przed takimi niespodziankami. Zalecamy czujność, bo można się czasami wpaść w dziurę w której pół koła spokojnie może się schować. Trzeba też uważać na szalone zwyczaje niektórych kierowców, którzy jeżdżą nie zważając na przepisy ruchu drogowego. Wyprzedzanie na trzeciego, jazda z niedozwoloną prędkością, wymuszanie pierwszeństwa przejazdu jest nagminną praktyką bułgarskich szoferów. I nawet fakt, że policję drogową można spotkać tu nader często nie odstrasza to Bułgarów przed łamaniem przepisów i brawurą na drodze. Dodatkowym zagrożeniem dla kierowców są również uszkodzone samochody stojące na poboczu drogi, które czekają na pomoc drogową lub są naprawiane przez ich właścicieli. To prawdziwa plaga, bo jest ich naprawdę dużo, co świadczy o tym, że Bułgarzy póki co jeżdżą starymi rzęchami. Oczywiście nie przeszkadza im jeździć tymi struclami ile fabryka dała, ale widać taki to bałkański temperament.

Opłaty drogowe

Jazda autostradami wiąże się niestety z kosztami. W każdym kraju, w którym byliśmy poruszanie się po takich drogach wiąże się z opłatami. Oczywiście w Serbii i w Bułgarii niektóre odcinki autostrad nie spełniają standardów takich dróg, ale płacić trzeba i wyjścia nie ma. Poniżej podajemy koszt opłat autostradowych i sposób ich uiszczania. Informacje mogą się za jakiś czas zdezaktualizować, dlatego warto sprawdzić przed wyjazdem aktualne informacje choćby na stronie internetowej PZMTravel

Słowacja – konieczność wykupienia elektronicznej winiety drogowej ważnej przez 10 lub 30 dni (koszt odpowiednio 10 i 14 euro). Winietę należy wykupić na stacji benzynowej lub na granicy, należy podać sprzedawcy nr rejestracyjny pojazdu, a potwierdzenie należy zachować do kontroli.

Czechy – konieczność wykupienia elektronicznej winiety drogowej ważnej przez przez 10 lub 30 dni (koszt odpowiednio 310 i 440 koron). Winietę należy wykupić na stacji benzynowej lub na granicy, należy podać sprzedawcy nr rejestracyjny pojazdu, a potwierdzenie należy zachować do kontroli.

Węgry – konieczność wykupienia elektronicznej winiety drogowej ważnej przez przez 10 lub 30 dni (koszt odpowiednio 2975 i 4780 forintów). Winietę należy wykupić na stacji benzynowej lub na granicy, należy podać sprzedawcy nr rejestracyjny pojazdu, a potwierdzenie należy zachować do kontroli.

Serbia – opłaty pobierane są na bramkach poboru opat. Koszt przejazdu autostradą od granicy z Węgrami do miasta Niś gdzie kończy się autostrada to 8,5 euro. Na bramkach można zapłacić kartą kredytową lub euro, ale tylko pod warunkiem jeśli ma się wyliczoną kwotę. Banknoty o wyższych niż 5 euro nominałach nie są przyjmowane!

Bułgaria – konieczność wykupienia winiety drogowej ważnej przez przez 7 lub 30 dni (koszt odpowiednio 15 i 30 lewa). Winietę należy wykupić na stacji benzynowej lub na granicy, należy podać sprzedawcy nr rejestracyjny pojazdu, a potwierdzenie należy zachować do kontroli. Winietę należy też nakleić w prawym dolnym rogu przedniej szyby samochodu.

Paliwo

To jeden z bardziej istotnych kosztów w budżecie tej samochodowej wyprawy. Trzeba pamiętać, że póki co paliwo w Polsce należy… do jednych z najtańszych w Europie. Dużo podróżujemy samochodem i jak dotychczas taniej niż w Polsce zatankowaliśmy w… Luksemburgu i Macedonii. Zaskakujące, prawda? I dlatego warto strategicznie podejść do zagadnienia i zatankować na full tuż przed granicą z Czechami lub Słowacją. Następne tankowanie zrobiliśmy na Słowacji tuż przed granicą z Węgrami. Na Węgrzech paliwo jest drogie, ale tuż przed granicą z Serbią warto mimo wszystko dotankować sobie parę litrów, bo w Serbii paliwo jest jedno z najdroższych w Europie (w chwili obecnej sporo ponad 5,00 zł/litr). W Bułgarii paliwo jest już troszkę droższe niż w Polsce, więc bólu już nie będzie. Aktualne, uśrednione ceny paliw można sprawdzić na stronie internetowej www.e-petrol.pl

Nasz budżet przewidywał, że na paliwo wydamy ok. 1500 zł (do przejechania było ok. 5000 km). Dzięki ekonomicznej jeździe, częstego poruszania się po autostradach, unikania tankowania w Serbii i tankowaniu na stacjach benzynowych zlokalizowanych poza autostradami udało się nieco zaoszczędzić i wydać ok. 200 zł mniej niż planowaliśmy! A to już można byłoby przeliczyć na dwa znakomite obiady dla 2 osób dorosłych i dziecka w świetnych bułgarskich restauracjach. Warto jeździć oszczędnie!

Uwaga na mandaty!

Śliska sprawa jest z policją w Bułgarii. I nie tylko tam zresztą. Na Bałkanach w ogóle. Tylko czyhają na kierowców żeby im wlepić mandat, choćby za przekroczenie prędkości. Policjantów z drogówki jest naprawdę sporo i można się ich spodziewać dosłownie wszędzie. Nawet na zapyziałych wioskach. W odróżnieniu do polskich realiów można śmiało napisać, że tam „na bocznych stoją i łapią”! My w ciągu dwóch tygodni podróży zostaliśmy zatrzymani przez policję… 3 razy! Nie wiem jak u Was, ale ja w Polsce jestem trzy razy zatrzymywany przez naszą Policję też trzy razy, ale na 5 lat! Na szczęście to były takie rutynowe kontrole i obyło się bez mandatu, ale sam fakt że kontrolują tak często był dla nas zaskoczeniem. W Serbii jest podobnie i trzeba naprawdę uważać i jeździć zgodnie z przepisami. W Belgradzie zdarzyło nam się wjechać „pod zakaz” i ni stąd ni zowąd pojawił się policjant na motorze. Na szczęście skończyło się na groźnej minie, upomnieniu i nakazie natychmiastowej zawrotki.

Trzeba jednak pamiętać, że jak już przekroczymy drastycznie przepisy to wysokość mandatu może zaboleć, bo kary są dużo sroższe niż w naszym kraju i nieuchronne. Szczególnie należy uważać na policję w Czechach i na Słowacji, gdzie z policją nie da się dyskutować. Nie przyjmują żadnych wyjaśnień i wlepiają taki mandat, który idzie mocno w pięty! Sam doświadczyłem tej wątpliwej przyjemności kiedy słowacka policja zatrzymała mnie nieoznakowaną Skodą Superb za przekroczenie prędkości w terenie zabudowanym o 25 km/h. Zapłaciłem „tylko” 100 euro, bo chcieli 200 (!), ale po wielkich tłumaczeniach i błaganiach zgodzili się zmniejszyć karę. Do tego nie miałem gotówki, ale oczywiście nie było problemu. Słowacka policja jest bardzo „uprzejma” i eskortuje delikwenta pod sam bankomat.

Pilnujcie się na drodze, bo można niestety w prosty i frajerski sposób pozbyć się kilkuset złotych, które można by wydać na restauracje, hotele czy jakieś rozrywki w czasie urlopu zamiast zasilać budżety ziomków z zagranicy! Jak mocno można je zasilać? Oto konkrety:

Słowacja

Mandat za przekroczenie prędkości do 20 km/h jeszcze tak nie boli, bo zapłacimy do 50 euro, ale jeśli prędkość będzie większa (30-50 km/h ponad dozwoloną prędkość) zapłacić już można… 800 euro! Za jazdę na czerwonym świetle płaci się 150 euro. Za jazdę pod wpływem alkoholu kara „na dzień dobry” to 1000 euro, nie wspominając o pozostałych dotkliwych konsekwencjach. Ilość dopuszczalnych promili alkoholu we krwi wynosi… 0,00‰. Naprawdę nie narzekajmy na wysokość mandatów w Polsce i rzekomo rygorystyczne prawo.

Czechy

Policjanci z Czech słyną z konsekwentnego karania turystów tak surowo jak się tylko da. Za przekroczenie prędkości do 20 km/h płaci się „standardowe” 100 euro, ale jeśli będziemy jechać 30-50 km/h ponad limit, albo wymusimy pierwszeństwo przejazdu to mamy 800 zł prawie jak w banku! Za przejazd na czerwonym świetle jest „tylko” 100 euro. Oczywiście Czesi nie chcą być gorsi od Słowaków i limit alkoholu we krwi wynosi 0,00‰, ale gdy jednak zdarzy nam się już jechać „pod wpływem” to trzeba szykować… ok. 8000 zł, czyli dobre wakacje „all inclusive” na 2 tygodnie w Bułgarii.

Węgry

Polak Węgier dwa bratanki? Policjanci z tego kraju zdają się zapominać o polsko-węgierskiej przyjaźni, jeśli zdarzy nam się jechać zbyt szybko po ich drogach. Podobnie jak w Czechach i na Słowacji skasują nas tutaj w sposób bezwzględny – 100 euro za przekroczenie prędkości do 20 km/h i 200 euro za jazdę ponad limit do 50 km/h. Węgrzy za to bardzo nie lubią jak się jeździ u nich na czerwonym świetle. Kara? Horrendalna! 1400 zł!!! Za to mają „promocję” za jazdę po alkoholu – płaci się jedyne 700 zł, jeśli ma się max. 1‰. A powyżej tego limitu promili to już kaplica i ma się przerypane jak w ruskim czołgu!

Serbia

W Serbii wysokość mandatów nie odbiega od tych, które są na Węgrzech czy Słowacji. Trzeba liczyć, że jak przekroczymy limity w sposób znaczny to dowalą mandat nawet 200 euro. Ale w Serbii jest coś bardziej ryzykownego – parkowanie w miejscach niedozwolonych. Jest bardzo duże prawdopodobieństwo, że jeśli zaparkujecie tam gdzie nie trzeba to auta prawdopodobnie nie znajdziecie w tym miejscu. Zostanie zabrane na lawetę i wywiezione na parking miejski. Mimo, że nie będziecie mieli okazji przejechać się nawet tą lawetą to szykujcie ok. 200 euro za przymusowe holowanie i parkowanie.

Bułgaria

Tutaj nie jest jeszcze najgorzej w porównaniu do wyżej wspomnianych krajów. Za przekroczenie prędkości do 50 km/h ponad limit grozi mandatem do 700 zł. Wypić też trochę można, bo dopuszczalny limit alkoholu we krwi to 0,50‰., ale już niewielkie przekroczenie tej bariery grozi mandatem w wysokości do 2000 zł

Paszporty, zielone karty, ubezpieczenia, itp. formalności

Unia Europejska rządzi się swoimi prawami, jeśli chodzi o przekraczanie granic. Wiadomo. Jest oczywiście Strefa Schengen, gdzie nie ma kontroli celno-paszportowej i jest strefa non-Schengen, gdzie trzeba się liczyć z tym, że będą kontrolowali dokumenty i czasami nawet będą zaglądać co tam przewozimy w swoim bagażu. Oczywiście zupełnie inną kwestią jest przekraczanie granic z państwami nie należącymi do Unii. A po drodze do Bułgarii jest przecież Serbia, która do Unii przecież nie należy. I co z tego? Przekraczanie granicy z tym państwem jest o wiele prostsze niż mogłoby się wydawać. Nie potrzeba nawet paszportu – wystarczy dowód osobisty. Co więcej, nie wymagają nawet tzw. Zielonej Karty, czyli ubezpieczenia OC w razie spowodowania wypadku drogowego zagranicą. Zupełnie tak samo jak w innych krajach Unii. Żadnych dodatkowych kosztów i formalności.

Granica i celnicy oczywiście są, ale jeśli nic nadzwyczajnego się nie dzieje granicę pomiędzy Węgrami a Serbią lub Serbią a Bułgarią pokonać można maksymalnie w 15 minut. Na granicy serbsko-bułgarskiej trzeba liczyć się z tym, że pogranicznicy zażądają okazania dowodu rejestracyjnego auta, aby sprawdzić czy auto nie jest kradzione. Trzeba oczywiście za każdym razem wylegitymować się dowodem lub paszportem, bo Bułgaria nie należy niestety do Strefy Schengen. Ale za to można zarobić fajną pieczątkę w paszporcie na pamiątkę, więc zawsze jakaś satysfakcja zostaje!

Przed wyjazdem koniecznie trzeba się zaopatrzyć w Europejską Kartę Ubezpieczenia Zdrowotnego, na podstawie której będzie wolno nam skorzystać z bezpłatnej opieki lekarskiej na takich samych zasadach jak obywatele kraju Unii Europejskiej, w którym akurat przydarzą nam się jakieś kłopoty ze zdrowiem. Kartę wydaje Oddział Wojewódzki ZUS-u na podstawie wniosku. Niestety w Serbii nie jest możliwe skorzystanie z tej karty i przydałoby się wykupić dodatkowe ubezpieczenie m. in. od kosztów leczenia. Koszt takiego ubezpieczenia na 14 dni dla 3. osobowej rodziny (2 dorosłych + 1 dziecko) to około 160,00 zł za 14 dni. Suma ubezpieczenia kosztów leczenia w tym przypadku wynosi 200 000 zł na osobę i obejmuje wiele ryzyk związanych ze zdrowiem. Oczywiście ubezpieczenie obowiązuje również w innych krajach Unii Europejskiej i na pewno przyda się, jeśli karta EKUZ nie obejmuje jakichś zabiegów, operacji czy innych usług medycznych w ramach gwarantowanego koszyka świadczeń w danym kraju. A te czasami kosztują krocie, więc warto zdecydować się na taki wydatek i zabezpieczyć się w ten sposób.

 

Share on FacebookTweet about this on TwitterPin on PinterestShare on Google+Email this to someone

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *