WODOSPAD IGUAZU

Share on FacebookTweet about this on TwitterPin on PinterestShare on Google+Email this to someone

Kecajmadeby

Cud natury: Wodospad Iguazu!

        Do Foz do Iguazu położonego na styku trzech granic: brazylijskiej, argentyńskiej i paragwajskiej docieramy z Rio de Janeiro około 18:00 po całodniowej podróży. Miasto liczy ponad 250 tys. mieszkańców, ale w ogóle tego nie widać. Na ulicach ruch samochodowy niewielki, a ludzie pochowani jak lisy w norach. Jak przypomnę sobie porównywalnej wielkości i liczebności Częstochowę, to Foz do Iguazu wydaje się być co najwyżej dzielnicą religijnej stolicy Polski. To już w graniczącym z miastem paragwajskim – notabene również ok. 250 tysięcznym – Ciudad del Este, które mijaliśmy jadąc z lotniska, ludzi na ulicach było jak mrówek. Tam nieprzebrany tłum, a tu cicho jak makiem zasiał. Dziwne, ale tak już się chyba utarło, że to co niezwykłe jest zazwyczaj na początku niepozorne, skromne, ciche i dlatego potem robi tym większe wrażenie. Absolutnie nic nie zapowiada tego, że dojechaliśmy właśnie do jednego z najbardziej niesamowitego miejsca na naszej planecie. Miejsca, w którym można zobaczyć spektakularny, oszałamiający i najgłośniejszy na świecie – Wodospad Iguazu. Ktoś zapyta czy nie poniosło mnie z tymi epitetami i czy nie popadam w przesadną egzaltację. Otóż odpowiem krótko, acz stanowczo: bezapelacyjnie nie! Niedowiarkom przedstawię może kilka cyferek, bo w tym przypadku przemówią na pewno do wyobraźni. Wodospad Iguazu ma długość… 2 km (!), jego maksymalna wysokość to 82 metry (czyli jakieś trzy 10. piętrowe wieżowce), w sumie na wodospad składa się 275 (!) odrębnych progów skalnych (czyli to nie jeden wodospad tylko 275!), a szum wody słyszany jest w promieniu… 20 km! Zatkało kakao?

Iguazu
Wodospad Iguazu powinien chyba nazywać się Wodospady Iguazu, bo to nie jeden wodospad tylko… 275!

       Cud natury, jakim niewątpliwie jest Wodospad Iguazu, jest położony na terenie rozległego parku narodowego (ustanowionego zarówno po stronie brazylijskiej jak i argentyńskiej) dzięki temu chroniony jest nie tylko sam wodospad, ale również okalająca go dżungla. Na szczęście turyści mogą swobodnie oglądać to niezwykłe miejsce, a dla ich wygody i wrażeń wybudowano specjalną infrastrukturę, która pozwala stać się niemal jedną z kropel opadających w diabelskie czeluście. Wszystko to za sprawą kładek prowadzących dosłownie(!) nad krawędź wodospadu lub umożliwiających oglądanie go z odległości na wyciągnięcie ręki. Wrażenia ze spaceru tymi kładkami są nieporównywalne z niczym innym. Podejście nad samą krawędź wodospadu przypłaca się przemoczeniem do suchej nitki oraz chwilowym ogłuchnięciem, ze względu na niewiarygodny huk opadającej w przepaść wody. Do tego osoby mające lęk wysokości w ogóle nie powinny się zbliżać do końca kładki, bo niechybnie przypłacą to zawrotami głowy i trzęsieniem nóg. Ja nie mam na szczęście akrofobii, ale przyznam szczerze, że wtedy nogi miałem jak z waty. Oczywiście są śmiałkowie, którzy pontonami podpływają pod niektóre wodospady, ale to już wydaje mi się czystym hazardem, a nie zwykłym ryzykiem. Jak już wspomniałem Wodospad Iguazu ma w sumie 2 km długości, więc wizyta tutaj nie ogranicza się do zajrzenia w gardziel największej kaskady. Wyznaczonymi szlakami i drewnianymi kładkami można obejść kawał terenu, gdzie co chwilę są miejsca w których widoki zabierają dech w piersiach. Do tego można podziwiać nieskażoną cywilizacją przyrodę i bawić się z ogromnymi, kolorowymi… motylami, które, niczym wytresowane papugi raz po raz siadają na wyciągniętych dłoniach, kapeluszach czy ramionach. Sceny niczym z filmowej baśni!

Iguazu
Tresowane motyle nad Wodospadem Iguazu
Iguazu
Turyści dzięki specjalnym kładkom mogą zajrzeć w Diabelską Gardziel Wodospadu Iguazu

        Z Foz do Iguazu do parku narodowego można dojechać komunikacją miejską, której autobusy wyruszają z głównego dworca zlokalizowanego przy Avenida Juscelino Kubitscheck, niedaleko skrzyżowania z Avenida Republica Argentina. Bilet kosztuje parę złotych w jedną stronę, a autobus podjeżdża pod samą bramę wjazdową do parku narodowego, gdzie opłaca się wstęp (ok. 60,00 zł) i niezadaszone autobusy, z których można podziwiać dżunglę, zawożą turystów w pobliże wodospadu. Bilety wstępu do parku po stronie argentyńskiej są podobne, a szczegóły związane z biletami i dojazdem znajdziecie tutaj.

Iguazu
Diabelska Gardziel Wodospadu Iguazu
Iguazu
Wartki nurt rzeki Parany po pożegnaniu z Wodospadem Iguazu

        Gdy już znudzi się Wam oglądanie kolejnego z 275 wodospadów koniecznie, ale to koniecznie, musicie wstąpić do Parque das Aves położonego nieopodal głównego wejścia do Parku Cataratas do Iguaçu. To jeden z najbardziej niezwykłych parków tematycznych jakie udało mi się odwiedzić i naprawdę warto wydać około 35 zł na wstęp do tego ptasiego raju. Ptasiego, bo w parku żyje przede wszystkim setki gatunków egzotycznych papug, tukanów, kolibrów, kazuarów, pelikanów, sów, orłów i przeogromnych motyli. Jednym słowem niezliczone ilości lotów i nielotów należących do gatunku ptaków, które zamieszkują pobliską dżunglę. Co najważniejsze i najbardziej atrakcyjne w Parque das Aves to możliwość bezpośredniego obcowania z tymi ptakami. Oczywiście z obcowania wyłączone są orły, sowy, pelikany czy najbardziej niebezpieczne ptaki świata – kazuary, ale wejście do ogromnych klatek i bycie gościem podczas śniadania papug, tukanów czy małych koliberków to już odbywa się tam bez ograniczeń. Nawet człowiek nie zdaje sobie sprawy jak wiele jest gatunków tego kolorowego ptactwa. Największe wrażenie robią na nas metrowej długości, wielokolorowe papugi oraz rezolutne tukany, które zaczepiają nas… dziobiąc po nogach. Można popłakać się ze śmiechu, gdy taki tęczowy tukan bezczelnie zachodzi cię od tyłu i stuka tym swoim wielkim dziobem po łydkach i kostkach u nóg. Ptaki w ogóle nie boją się ludzi, można je głaskać (niektóre z nich są prawdziwymi pieszczochami) i chętnie pozują do zdjęć. W tym miejscu muszę ostrzec osoby noszące okulary, aby trzymać je mocno na nosie, bo taka papuga jedna z drugą mogą chcieć nową zabawkę w swojej kolekcji. Od kolorów upierzenia tych wszystkich ptaszków można dostać oczopląsu. Odcienie są tak intensywne, tak czyste i tak jaskrawe, że nasze zdjęcia nie wymagają dodatkowego nasycenia barw i poprawiania kontrastu. Maszerując po całym terenie parku nad naszymi głowami latały cały czas olbrzymie motyle, a dookoła mijaliśmy niezwykłą roślinność i powalającej urody kwiaty. Cudowne miejsce i sprawia wrażenie bajkowego. Jeśli któraś z dziewczyn o imieniu Alicja czyta ten tekst to koniecznie musi złożyć wizytę w Parque das Aves. Wtedy właśnie baśniowa historia przeniesie się do rzeczywistości. Alicja znajdzie się w prawdziwej krainie czarów!

Iguazu
Śniadanie u Tiffany’ego? Jeśli tam śniadały takie papugi to by się zgadzało!
Iguazu
Pod papugami w Parque das Aves
Iguazu
Fauna i flora Parque das Aves

        W Foz do Iguazu warto zakwaterować się w czterogwiazdkowym Hotel Bella Italia ze względu na dobry stosunek ceny do standardu jaki proponuje (płaciliśmy około 220,00 zł za pokój ze śniadaniem za dobę) oraz ze względu na położenie – jest bardzo blisko do centrum miasta (spacerem mniej niż 10 minut) oraz do terminala autobusowego (około 15 minut). Włoska nazwa oczywiście nie jest przypadkowa, nawiązuje do pochodzenia, tradycji i wartości reprezentowanych przez właścicieli hotelu. Dominuje oczywiście kuchnia włoska, więc śniadania i pozostałe posiłki sporządzane są według włoskich receptur. My stwierdziliśmy, że włoską kuchnię możemy mieć na co dzień, więc ograniczaliśmy swoje posiłki w hotelu do śniadań, a obiady i kolacje jadaliśmy „na mieście” racząc się świetnie przyrządzoną wołowiną w sosie demi glace, rybami lub smacznym, brazylijskim streetfoodem w restauracjach i małych knajpkach, których w centrum nie brakowało.

        Trzydniowy pobyt w Foz do Iguazu w zupełności wystarczy do zapoznania się ze wszystkimi pobliskimi atrakcjami turystycznymi. Pierwszą i najważniejszą już mieliśmy odhaczoną – Wodospad Iguazu. W kolejnym dniu przyszedł na czas na następną. Na pewno nie tak unikalną i popularną, ale również nieprzeciętną i turystycznie nietypową. Mianowicie w odległości około 20 km od miasta znajduje się druga co do wielkości zapora wodna na świecie – Itaipu. To znaczy, gdy my wizytowaliśmy tę zaporę była największą na świecie, ale w chwili pisania tej relacji Zapora Trzech Przełomów w Chinach zdołała zdetronizować Itaipu, spychając ją właśnie na drugie miejsce. Tama jest wspólnym przedsięwzięciem Brazylii i Paragwaju i leży dokładnie na styku granic tych dwóch państw na rzece Parana. Spiętrzona na tamie woda wprawia w ruch potężne generatory, które wytwarzają ogromną ilość energii elektrycznej na potrzeby zarówno Paragwaju jak i Brazylii. Prąd pochodzący z tej elektrowni pokrywa prawie w 100% zapotrzebowanie Paragwaju i około 20% zapotrzebowania Brazylii! Zapora ma około… 8 km długości, 225 metrów wysokości, a moc elektrowni wynosi 14 gigawatów. Dla zobrazowania tego jak potężną moc ma Itaipu posłużę się przykładem największej w Polsce elektrowni w Żarnowcu zlokalizowanej na Pomorzu. Nasza rodzima elektrownia posiada moc 700 MW, natomiast w Itaipu znajduje się 20 generatorów, każdy o mocy 700 MW! Co więcej, gdyby zebrać do kupy wszystkie elektrownie wodne w Polsce to i tak łączna moc tych naszych elektrowni nie byłaby większa niż tego brazylijsko-paragwajskiego giganta!

Iguazu
Gigantyczna elektrownia Itaipu mogłaby zaopatrzyć w prąd… całą Polskę!
Iguazu
Widok ze szczytu Zapory Itaipu – w dół jakieś 80 metrów, ale pod powierzchnią ulicy konstrukcja sięga jeszcze grubo ponad 100 metrów głębokości

        Do zapory można dojechać autobusem odjeżdżającym z głównego terminala zlokalizowanego przy Avenida Juscelino Kubitscheck (tego samego skąd odjeżdżają autobusy na Wodospad Iguazu). Bilecik kosztuje jakieś grosze, a podróż trwa około 30 minut. Bus podjeżdża pod samą bramę do elektrowni, gdzie jest zorganizowane centrum turystyczne, bo zaporę i elektrownię można zwiedzać. Wstęp kosztuje około 30,00 – 120,00 zł, w zależności od rodzaju wycieczki na jaką się człowiek zdecyduje. My wybieramy wersję Special Tour obejmującą oglądanie zapory z zewnątrz jak i wejście do serca budowli, czyli elektrowni. Kosztuje to 75,00 zł za osobę. W trakcie zwiedzania turyści poruszają się małym busikiem w towarzystwie angielskojęzycznego przewodnika, z kaskami na głowie. Oczywiście pilot podczas 1,5 godzinnej ekskursji szczegółowo opowiada historię powstania zapory i przedstawia imponujące parametry techniczne hydroelektrowni oraz objaśnia proces produkcji energii elektrycznej w tym miejscu. Odległości są naprawdę spore, więc poruszanie się busikiem jak najbardziej jest uzasadnione, nie tylko ze względów bezpieczeństwa. Clue wycieczki to wejście do środka, czyli możliwość zobaczenia jak wytwarzany jest prąd. Oglądamy potężne wirniki generatorów oraz centrum sterowania. Szczególnie atrakcyjna jest właśnie wizyta w tym centrum sterowania, gdzie znajduje się setki wskaźników, diod, liczników, wyświetlaczy, a przez środek pomieszczenia przebiega… granica brazylijsko-paragwajska. Jest to jedyna okazja, gdzie bez paszportów i wiz każdy może być jednocześnie w dwóch różnych państwach, stojąc okrakiem nad namalowaną na żółto linią wyznaczającą granice tych krajów.

Iguazu
Ona Paragwaj, a ja Brazylia!

        Wizytą na zaporze Itaipu kończy się nasza brazylijska przygoda. Jeszcze tylko krótkie wizyty w Argentynie i Paragwaju i wylot via Sao Paulo, Rio de Janeiro (z noclegiem), Madryt i Berlin do naszego domku. Niestety tanie bilety lotnicze też mają swoją cenę. A jest nią oczywiście liczba przesiadek. Za około 2200,00 zł trudno byłoby w tych terminach dolecieć do Rio de Janeiro bezpośrednio z/do Warszawy. Zupełnie osobną sprawą jest jeszcze bilet lotniczy z Rio do Foz do Iguaçu, a właściwie do pobliskiego paragwajskiego Ciudad del Este, bo przy rezerwacji wyszło nam, że będzie taniej lądować w Paragwaju i dojechać taksówką do Foz do Iguazu, zamiast po brazylijskiej stronie (wyszło w sumie jakieś 1000,00 zł na osobę). Pobyt w Brazylii się kończy, ale późniejsze wizyty w Argentynie i Paragwaju były równie pełne wrażeń. Szczególnie pobyt w Paragwaju zapamiętamy na wiele lat. Zachęcam do przeczytania relacji z tych podróży, bo emocji i przygód w nich nie zabrakło. Do tego jeszcze na sam koniec, jakby przygód było nam za mało, na lotnisku w Berlinie, zostaliśmy uznani przez służby celne za… przemytników narkotyków, więc było i śmieszno i straszno. Gdy sobie przypomnę co i jak mi się ugięło, gdy dowiedziałem się, że kilkukrotne testy narkotykowe mojego bagażu wykazały wynik pozytywny to do dzisiaj dziękuję losowi, że cieszę się wolnością i wszystko skończyło się happy endem. Oczywiście przemytnikiem nie byłem, nie jestem i nie będę, ale jakoś na początku z trudem szło mi wyjaśnianie tego niemieckim pogranicznikom na lotnisku. Z początku myślałem, że zostałem wrobiony i ktoś podrzucił mi jakieś świństwo do bagażu, ale okazało się, że mój bagaż musiał mieć tylko styczność z jakimś narkotykiem, bo w środku niczego nie znaleziono, choć przetrzepano mi całą walizkę, łącznie z odklejaniem podeszw w butach! Zupełny cyrk powstał, gdy na koniec musiałem przeprowadzić celnikom lekcję geografii, bo w żaden sposób nie mogli zrozumieć, że w ciągu jednego dnia mogłem być w Brazylii, Argentynie i Paragwaju, na co wskazywały pieczątki w moim paszporcie. Było to dla nich bardzo podejrzane i dodatkowo wzmagało ich nieufność w stosunku do mnie. Teraz oczywiście jest kupa śmiechu, ale wtedy do śmiechu absolutnie mi nie było. Tak, czy inaczej wycieczkę do Brazylii, Paragwaju i Argentyny zapamiętam na bardzo długo. Na całe życie! Przygody przygodami, ale jest co wspominać. Copacabana, widok z Corcovado i Rio de Janeiro nocą ze szczytu Głowy Cukru, spojrzenie w Diabelską Gardziel Wodospadu Iguazu, wspólne śniadanie z kolorowymi papugami w Parque das Aves, spacer tanecznym krokiem po Sambodromie czy słuchanie bossa novy w towarzystwie szalonego taksówkarza… Obrazy te zostaną świeżo we wspomnieniach na długie lata. No chyba że Alzheimer skutecznie przewietrzy moją pamięć, ale wtedy pamiętać będą inni czytając tę relację i może pomyślą: „O kurczę! Fajnie w tej Brazylii. Może pojadę?”

Share on FacebookTweet about this on TwitterPin on PinterestShare on Google+Email this to someone

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *