SINT MAARTEN

Share on FacebookTweet about this on TwitterPin on PinterestShare on Google+Email this to someone

Jacekclipboard02

Sint Maarten – słońce, błękitna woda i plaża na końcu pasa startowego.

To miejsce prześladowało mnie od wielu lat. W zamierzchłych czasach gdy  nie było jeszcze internetu – wiem że dla niektórych z Was jest to niewyobrażalne – w  programie telewizyjnym zobaczyłem piękną karaibską plażę, gdzie nad głowami turystów lądują wielkie samoloty pasażerskie. Rozmarzyłem się, że fajnie by było czegoś takiego doświadczyć. I stało się! Jestem na Sint Maarten!

KONICA MINOLTA DIGITAL CAMERA

Około dwunastej nasz statek dobił do portu w Philipsburgu który leży w holenderskiej części wyspy. Jako, że w stosunku do tej wyspy mieliśmy różne plany, postanowiliśmy się rozdzielić. Część pojechała na zwiedzanie innych atrakcji wyspy, natomiast dla mnie i Laury cel był tylko jeden – Macho Beach. Statek miał cumować w porcie zaledwie od 12 do 18:30 więc stwierdziliśmy że cały ten czas spędzimy na kąpielach morskich, popijaniu trunków i cieszeniu oczu lądującymi samolotami. Wzięliśmy taksę za 8 $ i pognaliśmy na plażę.

sint-maarten-2015-013

Po przybyciu na Macho Beach rozpoczął się festiwal lądować. Darłem gębę głośniej niż na przerwach w podstawówce! Zresztą byłem jednym z wielu, którym w tym miejscu puściły hamulce.

KONICA MINOLTA DIGITAL CAMERA

KONICA MINOLTA DIGITAL CAMERA

KONICA MINOLTA DIGITAL CAMERA

Gdy emocje troszkę opadły, w barze przy plaży zamówiliśmy coś na rozluźnienie oraz ruszyliśmy do wody.

sint-maarten-1

Po jakiś trzech godzinach dołączyli do nas pozostali członkowie naszej grupy i wtedy zaczęła się seria startów największych maszyn. Dla laika jest trudne do wyobrażenia co potrafią zrobić z człowiekiem silniki startującego samolotu.

Powiem krótko – jest moc!

Przy starcie jednej z maszyn koleżka Wojtek stracił okulary i bynajmniej nie chodzi mi o jakieś słoneczne ale swoje „kreciwowe”. Niestety nie udało nam się odnaleźć jednego szkła więc biedak do końca wyprawy musiał pozostać niedowidzącym, jednookim cyklopem. Trzeba uważać też na sprzęt fotograficzny ponieważ tumany piachu mogą dostać się do środka i  skutecznie go wyeliminować z użytku. Niestety taki los spotkał jeden z moich aparatów. Jeżeli jesteśmy przy zagrożeniach to sama plaża jest dosyć zdradliwa a w szczególności fale, które potrafią zaskoczyć swoją siłą.

Po prawie czterech godzinach postanowiliśmy wrócić w okolice portu aby już na spokojnie  pozwiedzać Philipsburg. Samo miasteczko jest bardzo czyste, ładne wręcz można by rzec zrobione pod linijkę. Warto pamiętać, że jest to strefa bezcłowa więc chętni mogą rzucić się w wir zakupów. Nam już pozostało niewiele czasu więc powoli ruszyliśmy w kierunku statku.

sint-maarten-2

Po tak energetycznym dniu opowieściom nie było końca – przy kolorowych drinkach oczywiście!

Kolejnego dnia mieliśmy obudzić się na Gwadelupie.

Share on FacebookTweet about this on TwitterPin on PinterestShare on Google+Email this to someone

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *