GAMBIA

Share on FacebookTweet about this on TwitterPin on PinterestShare on Google+Email this to someone

Jacekclipboard02

Gambia – najmniejsze państwo Afryki.

Już od pewnego czasu wyprawa do „czarnej Afryki” stawała się dla mnie małą obsesją. Więc po zrobieniu niezbędnych szczepień i zdobyciu leków anty malarycznych zacząłem intensywnie wertować sieć w poszukiwani atrakcyjnej oferty. Czas nie był najlepszy bo nadchodziła Wielkanoc ale inny termin nie wchodził w rachubę. Na widelcu była Kenia a w rezerwie Gambia.

Zaczaiłem się niczym lew na antylopę i czekałem. Niestety,  im było bliżej godziny „zero” – tym ceny rosły, zwłaszcza do Kenii. Szkoda, bo byłem już po mailowej wymianie z  kenijskim organizatorem safari ale powiedziałem sobie – Jacku, bądź twardy i niewzruszony niczym pokerzysta. Przecież nie wyskoczymy z kasy tylko dlatego, że jest to już druga nieudana przymiarka do tego kierunku.

Jeszcze tego samego dnia gdy pogodziłem się z tym, że tegoroczne święta spędzę w domu pochłaniając bomby cholesterolowe w postaci jaj w majonezie, na stronie „tęczowego” touroperatora pojawiła się atrakcyjna cena wyjazdu do Gambii. Po szybkiej analizie podjęliśmy decyzję o rozszerzeniu naszej wycieczki o Senegal i Gwinea Bissau.

gambia-bandzul

Do Bandżulu dotarliśmy w piątkowy wieczór, po dosyć długim locie z międzylądowaniem na Gran Canarii. Przywitał nas przyjemny chłodek i ….cała chmara uczynnych tubylców, którzy bardzo chcieli nam pomóc z bagażami, oczywiście za odpowiednią opłatą. Po dotarciu do pierwszego hotelu popędziliśmy na kolację, która delikatnie rzecz ujmując była … słaba. Niestety ale ta słabość udzieliła się nam i pomimo, że było dopiero trochę po 23-ej postanowiliśmy zażyć kąpieli i przytulić lico do poduchy. Zgodnie z planem wpadam do łazienki na której ząb czasu pozostawił wyraźny ślad a tu…..kibelek nie radzi sobie ze spłukiwaniem zawartości?! Myślę sobie – dobra, chłopie nie panikuj! W końcu mamy plastikowe kubeczki więc damy radę! Druga myśl – może się ogolę ale… ciemno tu jak w d… więc szkoda by było uświnić to cudowne miejsce moją świeżą krwią. Pozostał więc tylko szybki prysznic. Wskoczyłem w rdzawo-szarą wannę i…….prysznic nie zadziałał?!  Oooooo cholera!!! Czarny Ląd pokazuje swoje ciemniejsze oblicze?! Jednak nie dam się sprowokować i wyjdę z tej potyczki z tarczą. Postanowiłem wykorzystać wspomniane wcześniej plastikowe kubeczki do opłukiwania swych „atletycznych” kształtów. Namydliłem się obficie i….. zgasło światło!!! Tu mała dygresja – w Gambii chwilowe braki prądu to norma.

Stojąc więc namydlony w ciemnościach byłem już przekonany, że jest to mój Dzień Próby!!! Przypomniałem sobie pewien cytat – „choćbym szedł ciemną doliną, nie ulęknę się bo…”  …bo w plecaku mamy dwie latarki, które w tym momencie bardzo się przydadzą. Na szczęście prąd szybko wrócił i mogłem pomyślnie zakończyć rytuał oczyszczania. Po tak „intensywnym” wieczorze padłem na stare (jak wszystko w tym hotelu) ale całkiem wygodne łoże z przekonaniem, że od jutra może być już tylko lepiej.

Nie myliłem się.

Gambia jako najmniejszy powierzchniowo kraj Afryki z niespełna dwumilionową populacją, może nie jest wybitnie atrakcyjnym miejscem na spędzenie urlopu ale mimo wszystko warto tu zajrzeć. Dosyć nieźle rozbudowana jest baza hotelowa ale bez nadmiernego zagęszczenia, dzięki czemu nie tratujemy się nawzajem, jak to bywa w kurortach śródziemnomorskich. Oczywiście należy pamiętać, że jest to jednak „Czarna Afryka” i standard hoteli w żaden sposób nie odzwierciedla naszych europejskich wyobrażeń.

Wybór restauracji i barów jest również wystarczający a królują w nich naprawdę dobre ryby. Zresztą w kraju położonym wzdłuż rzeki i przy oceanie takie menu jest wręcz koniecznością. Jednak jeśli ktoś nie przepada za owocami morza to może wchłonąć całkiem dobrze przyrządzonego nielota a i bawół się trafi.

gambia-jedzenie

Za to kulinarne rozczarowanie może spotkać ortodoksyjnego Polaka-katolika, który bez wieprza może przeżyć jedynie w piątek. Powód jest dość oczywisty – 95% mieszkańców tego kraju wyznaje islam a w ramach przypieczętowania tego faktu w 2015 roku ogłoszono Gambię republiką islamską. Na szczęście tutejsza wersja islamu jest o wiele bardziej liberalna od tej znanej z Zatoki Perskiej czy Malediwów. Tak więc smakosze napoi alkoholowych nie muszą się martwić, że spędzą urlop w… trzeźwości.

Kiedy już pojemy, popijemy i wymoczymy leniwe dupska w wodzie a nasze blade ciała złapią trochę brązu, warto trochę bliżej poznać ten kraj.

gambia-120

Wizyta na targu – Albert Market w Bandżulu pozostanie na długo w pamięci i w waszych….. nozdrzach. Ja zapamiętałem kolorowe stroje kobiet oraz wyroby lokalnych rzeźbiarzy a mój nos …… niemiłosierny smród w części targu rybnego.

gambia-bazar

Namawiam też do popłynięcia rzeką Gambią wśród lasów namorzynowych i poobserwowania żyjących tam stworów.

Dla osób lubiących zwiedzanie znanych miejsc filmowych,  proponuję wpaść do wioski Juffureh w której znajduje się dom słynnego niewolnika Kunta Kinteh – bohatera amerykańskiego serialu „Korzenie”.

Tak więc nie myślcie zbyt długo tylko pakujcie tobołki i w drogę.

Share on FacebookTweet about this on TwitterPin on PinterestShare on Google+Email this to someone

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *