TRASA TRANSFOGARSKA
Trasa Transfogarska – tu trzeba się wspiąć.
Trasa Transfogarska nazywana również Drogą Transfogarską (TRANSFĂGĂRĂŞAN), to jedna z najpiękniejszych i najbardziej krętych dróg widokowych w Europie. Można śmiało stwierdzić, że powinien to być punkt obowiązkowy dla wszystkich lubiących podziwiać górskie krajobrazy. Wybudowana w latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku, na polecenie Nicolae Ceauşescu, w zamierzeniach miała być alternatywną drogą do Bukaresztu o znaczeniu militarnym. Jak to niejednokrotnie już w historii bywało z podobnymi przedsięwzięciami, droga ta nigdy nie została wykorzystana do tego, do czego została wybudowana. Okupiona wieloma ofiarami, pochłonęła olbrzymie środki finansowe, ale nazywany Geniuszem Karpat ówczesny przywódca Rumunii, mógł pochwalić się przed całym światem swoimi możliwościami inżynieryjnymi.
W związku z tym, że Trasa Transfogarska łączy Sybin w Transylwanii z Pitesti na Wołoszczyźnie i może być dosyć mecząca, zdecydowaliśmy się na nocleg w niewielkiej wiosce Cartisoara u podnóża Gór Fogaraskich. W miejscowości tej znajdują się bodajże cztery pensjonaty a nasz wybór padł na Casa Mosului. Ciekawe miejsce, zrobione trochę na wzór domu myśliwskiego, gdzie można nabrać sił przed czekającą wspinaczką krętymi górskimi drogami.


Dodatkową atrakcją może być możliwość obcowania z miejscowymi i obserwacja ich życia. Dlatego rezygnacja z noclegu w Sybinie na rzecz Cartisoary okazałą się strzałem w dziesiątkę.

Po pożywnym śniadaniu, choć niektóre połączenia mogły być ryzykowne (słonina plus świeże krowie mleko), ruszyliśmy w górę. Początkowo aura nie była dla nas łaskawa, gdyż niebo było zasnute chmurami i obawialiśmy się, że nasz gwóźdź programu może stać się naszym „gwoździem do turystycznej trumny”. Powoli przedzieraliśmy się przez mgłę i nie za bardzo było co podziwiać a bardziej musieliśmy się skupiać na prowadzeniu aut i uważać, żeby nie zboczyć z obranej drogi.

Po kilku kilometrach powolnej wspinaczki mgła zaczęła się przerzedzać a z nad chmur wyszło słońce. Wreszcie nabrało sensu robienie sobie przystanków co kilkaset metrów, aby móc chłonąć otaczające nas widoki. Turystów nie było zbyt wielu choć była to lipcowa sobota a w weekendy potrafi tu być naprawdę tłoczno. Najprawdopodobniej zniechęciły ich prognozy pogody, według których miało padać. Parafrazując piosenkę „Nie wierzę politykom” zespołu Tilt, już od dawna wychodzę z założenia, że „nie wierzę synoptykom”. Również tym razem przepowiednie okazały się w dużym stopniu błędne, dzięki czemu mogliśmy w spokoju cieszyć się otaczającymi nas widokami.


Po dotarciu na szczyt (ponad 2030 metrów n.p.m.), robimy sobie przerwę, jednak nagle nadchodzą chmury, mgła zaczyna gęstnieć, więc nic tu po nas. Teraz do pokonania pozostał jeszcze 884 metrowy tunel, aby pożegnać Transylwanię, a przywitać się z Wołoszczyzną.

Po przejechaniu na drugą stronę, naszym oczom ukazuję się piękne widoki górskich szczytów na tle prawie bezchmurnego nieba. To są właśnie uroki gór. Z jednej strony chmury i mgła a z drugiej słońce.


Zjeżdżając w dół w kierunku południowym Trasa Transfogarska nie zapewnia już tak spektakularnych widoków jak od strony Sybina, ale nudzić się tu nie można. Po pierwsze, Rumuni uwielbiają rozpalać grille i urządzać pikniki na wszystkich nadających się do tego parkingach i placach. Nawet najwęższe „półki” skalne zlokalizowane przy drodze są szczelnie upchane samochodami, stolikami i kocami. Więc trzeba uważać, żeby jakiś smakosz karkówki lub baraniny nie wybiegł ci pod koła. Po drugie mamy jeszcze co najmniej dwa miejsca przy których warto się zatrzymać. Należy do nich Zamek Poenari, którego właścicielem był legendarny Vlad Palovnik znany badziej jako Dracula, oraz sporych rozmiarów zapora wodna na rzece Ardżesz, tworząca jezioro Vidraru.


Po kilkugodzinnej jeździe krętymi, wąskimi drogami z nieukrywaną przyjemnością wjechaliśmy na autostradę prowadzącą nas prosto do Bukaresztu, gdzie zaplanowany był nasz kolejny przystanek w drodze nad wybrzeże Morza Czarnego.
P.S. Trasa Transfogarska jest bez wątpienia jedną z najpiękniejszych dróg widokowych jakie było nam przejechać. Nie ustępuje urodą górskim ścieżkom w Bośni ani serpentynom w Czarnogórze. Naszym zdaniem lepiej jest ją pokonać od strony Sybina. Należy unikać weekendów, gdy ruch jest naprawdę spory i można nie mieć tyle szczęścia co Tro-Jacki. Warto pamiętać, że przejazd jest możliwy od początku czerwca do połowy października (chyba, że niespodziewanie spadnie śnieg), ponieważ w okresie jesień- wiosna tunel jest zamknięty.
Ciekawa relacja z drogowej serpentyny. Rzeczywiście są tu niesamowite widoki i możliwość testowania układu kierowniczego i hamulcowego w aucie. 🙂
To prawda, że emocje jakie towarzyszą prowadzeniu „furmanki” są ogromne. Jednak widoki powalają. W planach mamy jeszcze przejazd dużo młodszą i mniej znaną Transalpiną.
Tro-Jacki