MAMAJA

Share on FacebookTweet about this on TwitterPin on PinterestShare on Google+Email this to someone

Flanky

Kecajmadeby

Jacekclipboard02

Mamaja – rumuński kurort nad Morzem Czarnym

Mamaja (Mamaia) to najprawdopodobniej najpopularniejsza miejscowość wypoczynkowa w Rumunii. Granicząca z największym nadmorskim miastem Konstanca, co roku w okresie letnim staje się miejscem pielgrzymek tysięcy Rumunów, spragnionych morskich kąpieli. Mamaja usytuowana jest na wąskiej (ok. 300 metrów) i długiej (ok. 9 km) mierzei, pomiędzy Jeziorem Siutdhoil, a Morzem Czarnym. Coś na wzór naszego Jeziora Jamno i wypoczynkowej triady Mielno -Unieście – Łazy. Łatwy dojazd autostradą z Bukaresztu zapewnia ciągły dopływ urlopowiczów.

Jesteśmy już trochę zmęczeni tą ponadtygodniową tułaczką i pragniemy w końcu zakotwiczyć gdzieś na dłużej. Fajnie było w Sighisoarze, Braszowie i Sybinie, przejazd Trasą Transfogarską dostarczył niezapomnianych wrażeń, a stolica Rumunii też mogła się podobać. Jednak już czas rozpakować tobołki do szaf, usiąść wygodnie na plaży i posmakować lokalnych trunków bez zbędnej wstrzemięźliwości. Nareszcie z tyłu głowy nie uwiera uporczywa myśl, że jutro trzeba ruszać dalej w drogę, a „sierżant” alkomat może nie wydać zgody i cały misterny plan zacznie się sypać.

Droga z Bukaresztu do Mamai zajmuje nam około 2,5 godziny, pomimo padającego dość mocno deszczu. Za bazę noclegową wybraliśmy hotel Vila Pontica zlokalizowany w północnej części miejscowości, a właściwie jest to już Mamaja – Sat. Musimy więc przejechać prawie całą mierzeję. Podobnie, jak to bywa w przypadku polskich nadmorskich kurortów, przez miasteczko prowadzi tylko jedna droga, która zazwyczaj jest mocno zakorkowana.

Mamaja
Wjazd do Mamai

Pierwsze zderzenie z otaczającą nas rzeczywistością budzi u nas mieszane uczucia. Widzimy sporo zaniedbanych i opuszczonych hoteli, które zapewne w epoce słusznie minionej były „perełkami” rumuńskiej myśli inżynieryjnej. Z drugiej strony Mamaja przypomina ogromny plac budowy. Na tle nieba górują dźwigi, wokół biegają robotnicy budowlani, a dźwięki kręcących się betoniarek mieszają się ulicznym gwarem. Stojąc w korku, ze sporą obawą pomyślałem o naszym hotelu. Czy tuż za płotem nie będziemy mieli takich dodatkowych hałaśliwych atrakcji? Jadąc (raczej czołgając się) dalej na północ widać coraz więcej gotowych, nowych hoteli, pensjonatów i apartamentowców. Jeden z nich należy do największego gwiazdora rumuńskiej piłki kopanej – Gheorghe  Hagi. Ten były rewelacyjny gracz między innymi Realu i Barcelony, a przede wszystkim reprezentacji postawił tu całkiem przyjemny hotelik. Jego wielkich rozmiarów zdjęcie, zachęca to skorzystania z usług tego przybytku. Niestety, nasz już mocno nadwyrężony budżet mógłby nie udźwignąć opłaty za gościnę i nawet karta kredytowa miała by prawo zastrajkować.

Docieramy w końcu do naszego hotelu Vila Pontica, przypominającego trochę kameralne greckie pensjonaty. Na szczęście w pobliżu nie ma żadnych budów, które mogłyby zakłócić wypoczynek, choć przygotowania do ich rozpoczęcia są już widoczne. Można nawet powiedzieć, że póki co hotel ten leży trochę na odludziu.

Mamaja
Hotel Vila Pontica

Do plaży mamy ok. 150 metrów, gdzie można wypożyczyć leżaki, a z baru dobiega niezła muza z odpowiednią dawką decybeli. Turystów w tej części jest naprawdę niewielu, więc możemy w końcu zacząć ładować akumulatory. Plaża jest dosyć szeroka z olbrzymią ilością muszelek, dlatego nasze towarzyszki oddają się z lubością ich przebieraniu i kolekcjonowaniu. Wejście do wody jest bardzo łagodne i trzeba iść kilkadziesiąt metrów w głąb, aby móc popływać.

Mamaja
Plaża w Mamai pełna jest muszli, zwłaszcza po sztormie.
Mamaja
Na plaży możemy oddać się ulubionym zajęciom. W ofercie jest smakowanie lokalnego piwa Ursus, nadrabianie zaległości w lekturze „Pięćdziesięciu Twarzy Greya” lub mała sesja zdjęciowa po której zmienimy zdjęcie profilowe na FB.

Po dwóch dniach błogiego lenistwa przyszedł czas, aby zajrzeć do „gniazda os” i zaliczyć ścisłe centrum Mamai. Knajp i barów mamy tu od groma. Ludzi nie mniej niż we Władysławowie. Pojawia się jednak dosyć istotny problem z porozumiewaniem się. W większości restauracji menu jest tylko w języku rumuńskim, a obsługa nawija tylko w tym narzeczu. Jeśli są zdjęcia potraw to sprawa jest o wiele prostsza, choć jak dobrze wiemy zdjęcia często znacznie odbiegają od tego co zobaczymy na talerzu. (Popatrzcie na apetyczne fotki burgerów i skrzydełek w znanych fas foodach i porównajcie z tym „g” co Wam potem podają). Nam też się przydarzyły wtopy, jak chociażby szprotki w sosie pomidorowym (pewnie z puszki) z ziemniakami i surówką!

Znaleźliśmy kilka knajp z obsługą mówiącą po angielsku lub niemiecku i z takowym menu, ale były to raczej droższe miejsca. Generalnie turystów z innych krajów jest bardzo, ale to bardzo mało. Obserwując rejestracje samochodów zauważyliśmy kilka polskich i trochę więcej niemieckich, ale w tym drugim przypadku obstawiam, że to byli Rumuni pracujący w Niemczech, a tu spędzający urlop. Na pewno nie jest to taki międzynarodowy mix jak w sąsiedniej Bułgarii.

Jedną z atrakcji Mamai jest Telegondola, czyli kolejka linowa jaką znamy z wielu ośrodków narciarskich. Różnica polega na tym, że tu nie wspinamy się w górę, ale podróżujemy wzdłuż promenady. Przejażdżka trwa osiem minut i w tym czasie pokonamy około dwóch kilometrów. Z wysokości dochodzącej do pięćdziesięciu metrów mamy okazję podziwiać jezioro, morze, plażę oraz deptak. Najlepiej wybrać się pod wieczór, ponieważ w ciągu dnia może w wagonikach być za gorąco.

Mamaja
Widok opustoszałej plaży z wagonika Telegondoli.
Mamaja
Spojrzenie z góry na zamknięty już o tej porze Aqua Magic Park.

Co jeszcze oprócz standardowych nadmorskich rozrywek oferuje Mamaja? Zwolennicy szalonych zabaw wodnych mogą udać się do parku wodnego – Aqua Magic. Niektóre zjeżdżalnie są już nieco leciwe, ale w podnoszeniu adrenaliny to nie przeszkadza. Warto również podjechać do sąsiedniej Konstancy, która z pewnością nie jest perełką architektoniczną, ale zawsze można znaleźć coś dla siebie. Zdecydowanie największe wrażenie robi budynek byłego kasyna. Szkoda tylko, że teraz stoi opuszczony a przydałby mu się generalny remont.

Mamaja
Budynek pięknego, choć zaniedbanego Casino Constanca
Imieniny Jacka to okazja by Jacek złożył życzenia Jackowi, a drugi Jacek trzeciemu Jackowi, z kolei trzeci Jacek pierwszemu Jackowi i ….. tak w kółko.

Pięć dni w Mamai dobiegło końca i nadszedł czas powrotu do kraju. Podczas tych kilku dni mieliśmy okazję świętować imieniny Jacka, a jak wiadomo jest nas trzech Jacków, więc impreza trwała trzykrotnie dłużej. Jeżeli chodzi o samą miejscowość to myślę, że warto tu wpaść, jednak nie należy spodziewać się spektakularnych fajerwerków. Infrastruktura wymaga jeszcze sporej poprawy, aby można było Mamaję porównywać do bułgarskich czy greckich kurortów. Miejscowi muszą też pomyśleć o wprowadzeniu menu w innych językach, a na początek pójść sprawdzoną ścieżką i wydrukować karty dań okraszone zdjęciami potraw. Na pewno na plus Mamai zaliczyć trzeba plażę, która ze swoim bardzo łagodnym i długim wejściem do wody może się podobać, zwłaszcza rodzinom z dziećmi. Dlatego jeśli macie w planach zwiedzanie dosyć popularnych tras dzisiejszej Transylwanii to pomyślcie o zakończeniu wyprawy właśnie tutaj.

 

Share on FacebookTweet about this on TwitterPin on PinterestShare on Google+Email this to someone

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *