BELGRAD

Share on FacebookTweet about this on TwitterPin on PinterestShare on Google+Email this to someone

Bałkańska w żyłach płynie krew

        Kiedy w 2009 r. wydawnictwo Lonely Planet umieściło Belgrad na pierwszym miejscu listy najbardziej imprezowych miast świata(!), zostawiając w tyle m.in. roztańczone Buenos Aires, kosmopolityczny Dubaj, jazzowy Montreal czy frywolny Tel Aviv, zapewne wielu uznało to za spóźniony primaaprilisowy żart. A jednak! Belgrad tętni życiem, dudni, buzuje, rozbrzmiewa, tańczy i śpiewa. W ciepłe dni widać to gołym okiem i słychać już z daleka. Wystarczy wstąpić na główny deptak miasta – ulicę Knez Mihailova: setki pubów, restauracji, klubów, dyskotek, ulicznych grajków i kuglarzy, rozentuzjazmowane gromady ludzi… Głównie studenci, mieszkańcy stolicy i krajanie, bo turyści z zagranicy są tu nadal w zdecydowanej mniejszości. Wydarzenia, które rozegrały się w Serbii raptem 25 lat temu wciąż pozostają w żywej pamięci tych, którzy potencjalnie mogliby dołączyć do tego rozwibrowanego tłumu. Przyznam szczerze, że sam przed przyjazdem do Belgradu miałem we wspomnieniach obrazki wojny, wybuchów, nalotów i bombardowań przez myśliwce NATO i do końca nie byłem pewien tego czy rany zadane mieszkańcom i miastu zdążyły się zagoić. Otwartych i krwawiących ran nie ma, ale blizny zostały. I zostać muszą. W kilku punktach miasta widać jeszcze ślady wojny w postaci zgliszczy ostrzelanych i zbombardowanych budynków. Nikt ich nie sprzątnął, nie zostały choćby w części odbudowane. Pozostawiono je w zrujnowanym stanie umyślnie, nie bez przyczyny. Ku pamięci i ku przestrodze, by kolejne pokolenia wyciągnęły wnioski i nie popełniały śmiertelnych w skutkach błędów. Jednak ponure świadectwa wojny nie są w stanie przysłonić tego co najważniejsze dla mieszkańców miasta: teraźniejszości i przyszłości.

Pomniki bałkańskiego konfliktu. Pozostawione ku pamięci i ku przestrodze

         W ciągu ostatnich kilku lat Belgrad małymi kroczkami, ale nieustannie do przodu, zmierza ku „Europie”, do której my już zdążyliśmy przywyknąć. Coraz więcej tu zadbanych ulic i parków, odrestaurowanych budynków, nowoczesnych biurowców i galerii handlowych, znakomitych restauracji i świetnych hoteli, wybudowanych arterii i nowoczesnych mostów. Natomiast pod względem turystycznym, rozrywkowym czy artystycznym miasto bije na głowę pewnie niejedną europejską metropolię. Belgrad już dziś ma naprawdę wiele do zaoferowania, ale na razie chyba jeszcze wstydzi się i ma zbyt dużo kompleksów, aby bardziej dać poznać się światu. Zupełnie niepotrzebnie. Wystarczy przecież, że miasto odwiedzi choć raz taki gość jak ja. Przyjechałem, zobaczyłem, zwiedziłem, posmakowałem i potem… przybyłem tu jeszcze raz! I wiecie co? Pewnie w następnym roku, zmierzając ku albańskim plażom, zrobię sobie w Belgradzie mini-city break. A co! Kto bogatemu (we wspomnienia) zabroni?

Widok na Belgrad. W głębi widoczny Sobór św. Sawy – jedna z największych na świecie świątyni prawosławnych
Belgrad romantyczny

Serce miasta

        Główną arterią Belgradu jest wspomniana już ulica Knez Mihailova. Szeroki deptak, wyłączony z ruchu samochodowego, to skupisko niezliczonej ilości butików, kafejek, pubów, restauracji, dyskotek, sklepów z pamiątkami, teatrów czy galerii sztuki, zapełnionych gawiedzią tak, że z trudem wcisnąć przysłowiową szpilkę. Arteria tętni życiem od rana do późnych godzin nocnych, a w letni czas do świtu. Tutaj znajduje się najstarsza część miasta z mnóstwem ładnych, odrestaurowanych kamienic, kościołów. Knez Mihailova prowadzi też wprost do dawnej celtyckiej i rzymskiej twierdzy Kalemegdan. Doskonale zachowane do naszych czasów fortyfikacje można podziwiać z poziomu kolejki, która obwozi turystów po rozległym terenie, zabierając chętnych z ładnego i zadbanego parku przylegającego do twierdzy i starówki. To fajne miejsce na spacery, przejażdżkę rowerem lub na rolkach. To też najwyższy punkt w mieście. Rozciągają się stąd spektakularne widoki na ujście Sawy do Dunaju oraz słynne pływające restauracje. Szczególnie o zachodzie słońca. Zapewniam, że na taki żywy obraz piękna nieczułym będzie tylko nagusieńki gość trzymający w swoich rękach miecz i gołębia, wpatrujący się swoim kamiennym wzrokiem w ten malowniczy krajobraz. To ogromnych rozmiarów Pomnik Zwycięzcy wzniesiony po I wojnie światowej, który został przeniesiony w to miejsce z centrum miasta po tym jak uznano, że swą golizną onieśmiela mieszkanki Belgradu. Obserwując to jak bardzo rozrywkowa i bezpretensjonalna jest dzisiaj stolica Serbii to chyba mógłby być dobry moment by postument wrócił na swoje dawne miejsce.

Widok na ujście Sawy do Dunaju z Twierdzy Kalemegdan

Kuchnia pod znakiem zapytania

        Długi spacer i aktywnie spędzony czas na Kalamegdanie może i powinien wzmóc wilczy apetyt na wyśmienite dania bałkańskiej kuchni. Wystarczy wrócić na ul. Knez Mihailova, by za chwilę skręcić w ul. Kralja Petra, aby pod numerem „6” znaleźć najstarszą i, zaręczam, najlepszą restaurację w mieście oferującą dania serbskie i inne typowe bałkańskie specjalności. Swoich gości obsługuje nieprzerwanie od 1823 r. i przez ten czas jedyne co zmieniała to… nazwę. Zlokalizowana jest naprzeciwko katedry i stąd jej jedna z pierwszych nazw brzmiała – „Katedralna”. Jednak nazwa drażniła księżulków z pobliskiego kościoła i wymusili oni na właścicielu zmianę nazwy. Ten długo zastanawiał się nad wyborem odpowiedniego szyldu dla swojej kafany, jak nazywano w dawnych czasach na Bałkanach takie wyszynki. Zdecydował, że zanim wymyśli coś odpowiedniego gospoda będzie nazywała się…”?”. Po prostu znak zapytania. Jak to w życiu bywa prowizorki są najtrwalsze i przejściowa nazwa została do dziś. „?” jest jedną z wizytówek miasta, nie tylko zresztą kulinarnych. Lokal restauracji pozostał w oryginale i wyróżnia się swoją starodawną architekturą. Bloki postawione po obu stronach knajpki wybudowano w socrealistycznym stylu i pasują tutaj jak pięści do nosa, ale absolutnie nic nie jest w stanie zniechęcić klientów do skosztowania wybornych dań serwowanych przez restaurację. A czym tu się zajadać? Ano proszę… Pljeskavicą z mięsa baraniego i jagnięcego, sałatką szopską z warzyw tak świeżych i tak słodkich jak żadne inne na świecie okraszonych bałkańskim solankowym serem rozpływającym się po podniebieniu niczym miód po chlebie z masłem. Cóż jeszcze? Gulasze mięsne w bakłażanach i cukinii, ljutenica, ajvar, pindżur… Ale i tak najlepsze są papryki! Koniecznie spróbujcie łagodnych lub ostrych pieczonych papryk marynowanych w oliwie lub grillowanych z mięsno-serowym nadzieniem. Daję słowo, że specjały zapite doskonałym piwem Jelen będą smakować wprost wybornie!

Najsłynniejsza, najsmaczniejsza, najlepsza restauracja w Belgradzie „?” Ktoś ma jeszcze jakieś pytania?

       Kulinarną mapę miasto warto uzupełnić jeszcze o restauracje znajdujące się na ul. Skadarskiej. Przecznica ma ok. 400 metrów długości i jest całkowicie zdominowana przez klimatyczne kafany częstujące gości daniami lokalnej i międzynarodowej kuchni. Szczególny klimat panuje tu po zmroku kiedy schodzi się mnóstwo gości, a wiele restauracji rozpieszcza swoich klientów muzyką na żywo. Oczywiście żadna z knajpek nie dorówna smakiem dań, którymi raczy „?”, ale na pewno warto tu zajrzeć i poczuć klimat bohemy artystycznej, która przed laty upodobała sobie Skadarliję na miejsce wspólnych spotkań.

Cevapi na Skadarskiej przy akompaniamencie cygańskich muzyków. Kiszki marsza grały!
Serbska papryka najlepsza na świecie! Serio, serio! Tutaj na przystawkę w wydaniu na ostro w marynacie oliwowo-czosnkowej

          Natomiast dla tych, którzy w ciągu dnia nie mają czasu na biesiadowanie, ale omijają restauracje McDonald’s, Pizza Hut czy KFC proponuję by zjeść… burka. Nie, nie myślcie nawet o tym! Nie namawiam Was do zjedzenia pieska! Burek to lokalny fast-food serwowany w niewielkich lokalach powszechnie nazywanych „buregdzinicami”. Ten przysmak to wyjątkowo smaczne ciasto nadziewane mięsem i serem lub ziemniakami. Czasami dodawany jest też szpinak i wtedy burek jest jeszcze lepszy. Najlepszy burek w Belgradzie zjecie na ul. Nemanijna 32. Trochę trzeba będzie postać w kolejce, ale Wasze brzuchy będą zadowolone.

Burek. Po prostu burek. Nic dodać, nic ująć!

       Wieczorem warto zajrzeć do jednej z osławionych w Belgradzie pływających restauracji zacumowanych na brzegu Sawy niedaleko ul. Uśće. Można w nich oczywiście coś wrzucić na ząb, ale barki przede wszystkim pełnią rolę klubów nocnych i dyskotek z głośną muzyką i alkoholem wlewanym wartkim strumieniem w gardła rozkrzyczanej młodzieży i studentów. Nie ma w Belgradzie chyba bardziej odpowiedniego miejsca do tańców i hulanek jak ta miejscówka.

Na pływających restauracjach można i zjeść i potańczyć

Aktywny Belgrad

      Pora zrzucić parę kilogramów lub zaleczyć kaca po nocnych eskapadach po serbskiej stolicy! Jedyna słuszna opcja to całodniowa wycieczka na Ada Cignalija, czyli ogromny kompleks reakreacyjno-sportowy położony w całości na półwyspie oblanym wodami Sawy. Nie przypominam sobie, aby w innej europejskiej metropolii zorganizowano coś podobnego. Setki hektarów powierzchni oddanych rowerzystom, piłkarzom, biegaczom, golfistom, pływakom, siatkarzom, kajakarzom, tenisistom, baseballistom, rugbystom, amatorom nart wodnych, skoków na bungee, paintballu i innej maści dyscyplinom. Dodatkowo potężny zbiornik wodny otoczony jest 7. kilometrami plaż, które mogą pomieścić nawet 300 000 entuzjastów leżingu. Od wiosny do jesieni odbywają się tutaj liczne festiwale, koncerty, imprezy plenerowe i zawody sportowe. Teren nie do ogarnięcia wzrokiem i krokiem. Dlatego najlepiej wypożyczyć sobie rower. Koszt wynajmu to 500 dinarów (około 20 zł) za cały dzień. Ada Cignalija opleciona jest ścieżkami rowerowymi jak pajęczą siecią.

Ada Cignalija w pełnej okazałości

        Z roweru w każdej chwili można zsiąść i poplażować, popływać, pograć w piłkę, wpaść do jednej z dziesiątek rewelacyjnych knajp, czy co tam dusza zapragnie. Osobiście polecam spróbować popływać na nartach wodnych. Mega atrakcja! A w dodatku na Ada Cignalija wyjątkowo przystępna cenowo. Za godzinną jazdę płaci się równowartość 50 zł. W tej cenie dają narty, kapok, przeszkolą i podczepią do wyciągu, który przez 60 minut ciągnie m.in. takich nowicjuszy jak ja. Po raz pierwszy miałem okazję wypróbować tych nart. Początkowe pół godziny poświęciłem na próby ustania na wodzie i zaliczanie wywrotek, ale później… Jazda (prawie) bez trzymanki!

Nie ma to jak w lecie poszusować na boazerii! Fantastyczna rozrywka!
Dałem radę! Brawo Ja!

Tania (dobra)noc

        Niewątpliwym atutem Belgradu jest bardzo bogata oferta noclegowa. Trzeba nadmienić jeszcze, że w bardzo przystępnych cenach w stosunku do oferowanego komfortu. W systemach rezerwacyjnych znajdziecie mnóstwo czterogwiazdkowych hoteli lub komfortowych apartamentów za 100-150 zł za noc. Dla przykładu podam, że w sezonie letnim za bardzo komfortowy 6-7. osobowy apartament w ścisłym centrum Belgradu (Caty’s Apartment, Carigradska 32) płaciliśmy ok. 150 zł za noc, za trzyosobową rodzinę. Dla kogoś ceniącego wyjątkowy komfort i mogących wydać około 250 zł za noc mogę polecić również New Belgrade Hotel (ul. Tosin Bunar 224a). To znacznie więcej niż średnie ceny za czterogwiazdkowy standard w stolicy Serbii, ale nadal mniej niż za trzygwiazdkowy Hotel Qubus w Złotoryi.

Parkingowy zawrót głowy

        A w ogóle to polecam wybrać się do Belgradu samochodem. Póki nie dolecą tam tzw. tanie linie lotnicze na pewno będzie ekonomiczniej wybrać się tam na czterech kółkach. Dojechać do Belgradu jest łatwo i wygodnie – z Polski prowadzi tutaj równa jak stół autostrada. Trzeba uważać na policję, która nie cacka się z kierowcami naruszającymi przepisy oraz na ceny paliwa. Są horrendalnie wysokie. I to w kraju gdzie są jedne z najniższych pensji w Europie! Plusem jest za to mniejszy ruch na drogach. Nie dotyczy to jednak Belgradu gdzie, jak w każdym mieście gdzie żyje ponad 1,5 mln mieszkańców, korki są na porządku dziennym, choć nie doskwierają tak bardzo jak w Warszawie czy Wrocławiu. Oprócz niedogodności związanych ze zwiększonym ruchem ulicznym problemem są też ograniczone miejsca do parkowania w centrum miasta. I w tym momencie warto wystosować apel: jeśli stwierdzicie, że skradziono Wam w Belgradzie samochód to w ogóle nie martwcie się tym! Jest duże prawdopodobieństwo, że po prostu zaparkowaliście w niedozwolonym miejscu i Wasze autko zostało odholowane. Przepisy dotyczące parkowania w ścisłym centrum miasta są przestrzegane wyjątkowo rygorystycznie i jeśli ktoś naruszy te zasady to nie ma dla nich zmiłuj się. Zabierają auto w trymiga! Żeby było ciekawiej to jak już się znajdzie miejsce gdzie można zaparkować auto to trzeba kupić bilet parkingowy, ale parkometru lub parkingowego człowiek nie uświadczy. Trzeba iść do najbliższego kiosku (trzeba go jeszcze znaleźć!) i zakupić bilecik parkingowy. Jak już stoi się w odpowiednim miejscu, zakupiło się już bilecik parkingowy to jeszcze trzeba tylko pamiętać o tym, że parkować można maksymalnie 3 godziny. Ech! To się nazywa skuteczne zniechęcanie kierowców do wjeżdżania autem do centrum miasta! Wniosek? Wynajmijcie hotel/apartament w centrum Belgradu z miejscem parkingowym w cenie, zostawcie tam auto i po centrum poruszajcie się auto…nogami. Oszczędności będą ewidentne, a nerwy nie będą zszargane do granic wytrzymałości! A skoro już o kosztach mowa to poniżej podaję kilka wybranych cen w temacie samochodowym:

  • Opłata za autostradę odcinek od granicy serbsko-węgierskiej do Belgradu: 2,5 euro (można płacić w euro, ale tylko bilonem w wyliczonej kwocie)
  • Cena oleju napędowego za litr (lipiec 2017): ok. 5,10 – 5,30 zł
  • Opłata parkingowa w centrum Belgradu za godzinę: ok. 1,8 zł
Belgrad nowoczesny

Bałkanica

        Tą garścią praktycznych informacji kończymy na razie wizytę w Belgradzie. Kto wie, a może już za rok trzeba będzie uzupełnić ten post o nowe informacje o „białym mieście”? Kibicuję Belgradowi aby się rozwijał i zmieniał jeszcze szybciej i jeszcze lepiej, zachowując w dużym stopniu bałkańskie pierwiastki. To miasto i jego mieszkańcy, po latach burzliwych wydarzeń, na pewno zasługują na fajniejsze życie oraz uznanie i podziw turystów z całego świata. Są ku temu solidne podstawy i obiecujące perspektywy, ale jak to zwykle bywa: czas i historia pokażą czy nie zostaną zmarnowane szanse. Póki co nudy tutaj nie ma i śmiało można spędzić tutaj kilka dni. Będzie, będzie zabawa! Będzie się działo! I znowu nocy będzie mało! Bałkańskie rytmy, Polska moc! Znów przetańczymy całą noc… Znacie to? Ja myślałem, że znam, ale dopiero po wizycie w Belgradzie nareszcie zrozumiałem o czym naprawdę był tekst tego przeboju.

Dobranoc Belgrad! Do zobaczenia wkrótce Serbio!
Share on FacebookTweet about this on TwitterPin on PinterestShare on Google+Email this to someone

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *