MOSTAR I OKOLICE

Share on FacebookTweet about this on TwitterPin on PinterestShare on Google+Email this to someone

Hercegowina. Kraina nad szmaragdową Neretwą.

        Droga M16 z Jajec – z góry przepraszamy za słownictwo, ale ta miejscowość naprawdę tak się nazywa – do Mostaru wije się wśród malowniczych wzgórz i wartkich strumieni licznych rzek. Mamy do pokonania odległość około 170 km, ale droga jest tak kręta i wąska, że potrzeba 3 godzin z okładem, aby dojechać do celu. Ten okład jest potrzebny na to, aby raz na jakiś czas przystanąć i zrobić kilka fotek zniewalających wręcz krajobrazów. W miejscowości Bugojno droga M16 rozwidla się i należy wybrać trasę M16.2, aby możliwie najkrótszą drogą dotrzeć do Mostaru. Najkrótsza jednak nie oznacza w tym przypadku najszybsza. Wybieramy ją specjalnie, aby przejechać kilkoma górskimi serpentynami, z których mamy nadzieję zobaczyć kilka malowniczych widoczków. Punkt kulminacyjny znajduje się tuż przed miejscowością Prozor, gdzie na szczycie sporej górki robimy przymusowy postój. Przymusowy, bo taki widok nie zdarza się za każdym razem. Przed nami rozpościera się przepiękna panorama strzelistych szczytów gór oraz ogromnego Jeziora Ramsko położonego wśród łąk i lasów tak soczyście zielonych jakby ktoś specjalnie pomalował to na nasz przyjazd. Przez 20 minut stoimy na parkingu, gapimy się na ten pocztówkowy krajobraz i cykamy z setkę zdjęć. Ależ uczta dla oczu! Koniecznie jedźcie tą trasą!

Droga z Jajec do Mostaru zachwyca widokami
Jeszcze tylko pokonamy te góry i już będzie Mostar!

        A to dopiero początek. Kilkanaście kilometrów od tego miejsca droga meandruje wzdłuż Jeziora Jablaničko i tam też widoki zapierają nam dech w piersiach. I znów kilka przystanków na robienie zdjęć zabiera nam kolejnych kilkanaście minut. Kilkusetmetrowe skalne klify schodzą pionowo do drogi, a wątłe żelazne barierki oddzielają trasę od wód jeziora. Czasami ma się wrażenie, że droga wisi nad jeziorem przyklejona do skały. Ochom i achom nie ma końca. Dopiero około 15 km przed Mostarem wjeżdżamy w żyzną dolinę, gdzie dookoła były już tylko sady, winorośla i uprawne pola. Przy drodze ustawione są liczne stragany oferujące kierowcom zakup lokalnie wytworzonych produktów: miodów, soczystych owoców, warzyw, oliwy, rakiji, wina, serów czy przetworów. I znów obowiązkowy postój. Za jakąś śmieszną cenę kupujemy masę pyszności. Część zjemy w czasie pobytu w Bośni, a część może uda się dowieźć do Polski… Hmmm… Będzie chyba korciło, żeby zjeść to wcześniej, bo wszystko wygląda tak smakowicie i pachnie tak pięknie, że trudno będzie oprzeć się pokusie zjedzenia i wypicia wszystkiego zanim dotrzemy do domku.

I jak tu nie stanąć choć na moment i nie zrobić zdjęcia tych pięknych gór?

        W Mostarze kwaterujemy się w Hotelu Villa Eden. Drogo jak na Bośnię, bo za dwójkę płaci się około 250,00 zł za noc ze śniadaniem, ale co tam… Jak sobie pomyślimy, że w Złotoryi w Hotelu Qubus płaci się podobną cenę, a standard jest tam o klasę niższy to wątpliwości szybko umykają. Hotel jest wyśmienity, ma bardzo dobrą lokalizację, a z okien widać panoramę całego miasta. Obsługa i śniadania również bez zarzutu. Spędzamy tutaj dwie doby, bo w Mostarze i okolicach naprawdę jest co zwiedzać. Mostar to w ogóle najpopularniejsze miasto turystyczne w Bośni i Hercegowinie i wizytówka państwa. Na 90% pocztówek widać właśnie to miasto, a przede wszystkim Stary Most – miejsce symboliczne w najnowszej historii Bośni i Hercegowiny. W czasie ostatniej wojny most został wysadzony w powietrze, mimo że był symbolem pojednania wyznawców różnych religii zamieszkujących te tereny. Po wojnie pieczołowicie odbudowany, w dużej części z elementów które runęły do Neretwy i od 2004 roku znów stał się wizytówką miasta i całego kraju. Architektura mostu jest wyjątkowa jak na tego typu budowle, co jeszcze bardziej wzmaga wrażenia wizualne i podkreśla jego unikalny charakter. Oczywiście Stary Most jest wpisany na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO, ale to była zapewne formalność. Nawet gdyby nie był i tak bezsprzecznie stałby się miejscem legendarnym, bo to śmiało nazwać cudem orientalnej architektury.

Piękny, a przecież Stary!

        Most w całej okazałości można podziwiać z wybrukowanej uliczki Kujundžiluk ciągnącej się wzdłuż Neretwy aż do wejścia na most, ale moim zdaniem najlepiej prezentuje się z poziomu rzeki. Aby tam dojść trzeba przejść mostem na drugą stronę rzeki, gdzie stoi baszta Tara. Obok baszty są schody prowadzące nad samą rzekę, skąd można podziwiać most z perspektywy lustra wody. Jeśli ma się trochę szczęścia to można podpatrzeć jak młodzi chłopcy skaczą ze szczytu mostu w nurt Neretwy. Trzeba nie lada odwagi, aby z 24 metrów skoczyć, narażając swoje zdrowie, do wypełnionej kamieniami rzeki, ale to podobno test porównywany do matury dla nastolatków, a potem źródło niezłych zarobków. Za każdy skok chłopaki inkasują bowiem od spragnionych wrażeń turystów około 25 euro. To co jest warte uwagi, a zwykle umyka licznie tutaj zgromadzonym turystom to zobaczenie Krzywego Mostu, starszego brata Starego Mostu. To swoistego rodzaju miniaturka Starego Mostu i miejsce położone na uboczu, gdzie turyści zaglądają bardzo rzadko. To raptem tylko 200 metrów od Starego Mostu, ale widocznie turyści nie są wystarczająco doinformowani lub przewodnicy mają napięte harmonogramy wycieczek i nie starcza im czasu na dokładniejsze pokazanie miasta.

Most w całej okazałości można podziwiać z wybrukowanej uliczki Kujundžiluk
Trudnej historii tego miejsca zapomnieć się nie da.
Stary Most od kuchni

        Stary Most warto odwiedzić również pod wieczór, kiedy liczne reflektory rozświetlają budowlę i architektura nabiera olśniewającego charakteru, odsłaniając i podkreślając detale, które w świetle dziennym umknęły uwadze. Poza tym o zmroku uliczka Kujundžiluk wiodąca od mostu w kierunku centrum miasta nabiera fajnego uroku i przytulności. Liczne stragany z pamiątkami i restauracjami oświetlone małymi żarówkami, dużo mniejszy ruch niż w godzinach porannych i popołudniowych oraz brukowana, wąska uliczka potęgują pozytywne wrażenia z niespiesznego spaceru po tym miejscu. Naprawdę aż miło w takich warunkach kupić sobie na pamiątkę charakterystyczny miedziany tygielek do parzenia kawy lub usiąść na kawę i przekąsić burka w jednej z tutejszych restauracji (polecam niewielki lokal Aščinica Balkan II działający od 1967 roku, a położony u zbiegu ulic Kujundžiluk i Mala Tepa). Sielankowy charakter psują niestety liczne jeszcze ruiny budynków, które są świadectwem ostatniej wojny i cmentarz w środku miasta, gdzie pochowano wiele młodych ofiar tego bratobójczego konfliktu. Przygnębiający widok na tle tego pięknie położonego Mostaru. Wokół rozciągają się wzgórza, w dolinie płynie szmaragdowa Neretwa, a część zabudowań położona jest na stromym wzniesieniu. Niestety na własnej skórze poczuliśmy tę stromość miasta, bo wjechaliśmy w którąś z wąskich, bocznych uliczek i od razu tego pożałowaliśmy. Nasze auto nie dość, że musiało wspinać się po sporej stromiźnie to jeszcze zmuszeni byliśmy złożyć lusterka, aby nie zahaczyć o ściany budynków. Przejechaliśmy uliczkę dosłownie na milimetry od zabudowań znajdujących się po obu stronach uliczki. Nigdy jeszcze tak się nie spociliśmy prowadząc samochód, a uważamy się za kierowców doświadczonych. Wniosek: w Mostarze lepiej zostawić samochód na parkingu przed hotelem i zwiedzać miasto auto…nogami zamiast narażać karoserię auta na otarcia i zarysowania. A dla tych, którzy chcą wyzwań proponujemy przejażdżkę uliczką Braće Balaca. Wzrost adrenaliny gwarantowany, ale dla spokojności proponujemy mieć w zanadrzu dobre ubezpieczenie autocasco. Zresztą dobre OC też może się przydać, bo jak przyjdzie płacić za uszkodzenie domu to można nieźle popłynąć w tym Mostarze.

Kameralna i przytulna uliczka Kujundžiluk

        Śmiało można przyjechać do Mostaru nawet na jeden dzień, bo jak się jest na wczasach w chorwackiej Dalmacji to jest stamtąd raptem około 100-130 km, czyli jakieś maksymalnie 2 godzinki podróży. Naprawdę warto zobaczyć tę, nieprzypadkowo zresztą okrzykniętą, największą turystyczną atrakcję Bośni i Hercegowiny. Widać dużo osób korzysta z tej opcji, bo wycieczek sporo, a najwięcej oczywiście z Polski. Wszystko za sprawą tego, że wokół Mostaru jest kilka miejsc wartych odwiedzenia. W odległości nie większej niż 40 km od naszego hotelu znaleźliśmy w różnego rodzaju przewodnikach i stronach internetowych fajne miejsca do zobaczenia i nie namyślając się długo zapakowaliśmy się do auta i ruszyliśmy na całodzienną wycieczkę wokół Mostaru. Na pierwszy ogień poszedł Blagaj, oddalony ok. 15 km od centrum miasta. To miejsce gdzie swoje źródło ma rzeka Buna i gdzie znajduje się klasztor derwiszów, stojący tutaj od średniowiecza. Miejsce jest niezwykle malownicze, bo położone nad potężną skałą, u spodu której wypływa rzeka z jaskini. Do wnętrza jaskini można wpływać w sezonie łódką i przyjrzeć się z bliska miejscu, gdzie wybija źródło Buny. Co interesujące źródło niemal od razu staje się szeroką rzeką i po wypłynięciu z jaskini rozlewa się na szerokość kilkunastu metrów. Idyllicznego krajobrazu temu miejscu dodaje również klasztor derwiszów przyklejony do wysokiej na dużo ponad 100 metrów góry. Klasztor można zwiedzać za niewielką opłatą. Przed wejściem kobiety otrzymują stosowne okrycie ramion, głowy i nóg, bo jest to świątynia muzułmańska. Nie można też zapomnieć o ściągnięciu przed wejściem obuwia. Wokół klasztoru i źródła rzeki znajdują się liczne restauracje i sklepiki z pamiątkami, gdzie można chwilę odpocząć, napić się aromatycznej kawy i wspomóc lokalnych przedsiębiorców, kupując od nich choćby magnesik na lodówkę lub jakieś rękodzieło. Dla nas tanio, a dla nich jakaś drobna forma wsparcia w okresie transformacji.

Miejsce magiczne – źródło Buny i klasztor derwiszów w Blagaju.
We wnętrzu klasztoru derwiszów w Blagaju. Tutaj jedna z prywatnych cel zakonnika, który zamieszkiwał klasztor. Jak widać to był pokój z toaletą.
Panorama na Blagaj

        Z Blagaja kierujemy się ku głównej drodze M17 prowadzącej do Čapljiny i po przejechaniu ok. 25 km dojeżdżamy do przepięknie położonego Počitelj. Miasteczko można troszeczkę porównać do naszego Kazimierza Dolnego. Może porównanie jest na wyrost, ale położenie nad rzeką, artystyczny charakter Počitelja, kameralność miejscowości oraz okalające zielona wzgórza przywołują od razu wspomnienia z pobytu w naszym przepięknym Kazimierzu. Wspinamy się tutaj po kamiennych schodach na ruiny dawnej twierdzy skąd widać jak na dłoni całe miasto i uroczą okolicę. Dookoła spokój, cisza, od czasu do czasu w dole przejedzie jakiś samochód. Aż szkoda, że wcześniej czy później to miejsce zostanie zadeptane przez turystów. Nie ma innej możliwości, bo jak tylko obawy i uprzedzenia do Bośni zmaleją to za chwilę wszędobylskie wycieczki dotrą i tutaj w znacznej ilości. Spacerujemy sobie po tym miasteczku po uliczkach tak wąskich, że czasami z trudem mijają się trzy osoby. Poruszanie się po Počitelju utrudniają też artyści, którzy wystawiają swoje dzieła – najczęściej obrazy, rzeźby z drzewa, szkło i ceramikę – na wybrukowanych uliczkach. Nikt oczywiście nie narzeka na brak przejścia, bo prace tych ludzi są wspaniałe, bardzo oryginalne, kolorowe i warto od czasu do czasu przystanąć, nacieszyć oko i zachwycić się talentem miejscowych twórców sztuki. Zmęczeni wspinaczką na szczyt twierdzy i plątaniem się po zaułkach Počitelja przysiadamy w jednej z restauracji, gdzie nad stolikami i głowami zwisają… dojrzewające owoce kiwi. To może dziwne, ale pierwszy raz mieliśmy okazję zobaczyć jak wygląda drzewo kiwi i nigdy nie spodziewalibyśmy się, że można je spotkać na Bałkanach. Zamawiamy coś na ciepło, ale gdy nam podano do stołu to określenie tych pyszności „coś na ciepło” było ciężkim grzechem. Zwykła, niewielka knajpka, kilka stolików obleczonych ceratkami, menu skromne i ograniczone do kilku dań… ale jakich dań! Dawno nie jedliśmy takich smakołyków. Faszerowana papryka, przypieczona na grillu, rozpływające się w ustach mięsko cevapi, łyk lokalnego piwka… Wszystko cudownie doprawione, świeże i składniki pochodzące z okolicznych gospodarstw. Do tego przemiła obsługa. Widać, że lubią Polaków, bo gdy dowiadują się, że jesteśmy z kraju nad Wisłą reagują szerokim uśmiechem i chęcią nawiązania choćby krótkiego dialogu. Ręce oczywiście trochę bolą od tej rozmowy, ale co tam… Czujemy, że jesteśmy wśród przyjaciół i zdaje się, że teraz Węgrzy stracą monopol na bycie naszymi bratankami. Jesteśmy za i nawet nie przeciw temu!

Panorama Počitelja z wzgórza zamkowego.
Počitelj leży nad szmaragdową Neretwą.

        Z Počitelja do Wodospadu Kravice, kolejnego celu naszej eskapady, jest zaledwie 20 km. Aby tam się dostać trzeba pojechać trasą M17 do miejscowości Čapljina, potem skierować się trasą M6 w kierunku Ljubuški, ale kilka kilometrów przed tym miastem należy skręcić w lewo w drogę oznakowaną jako prowadzącą do Wodospadu Kravice. Dojeżdża się do końca drogi, gdzie zorganizowany jest duży parking dla samochodów i autokarów. Stamtąd już tylko krótki spacerek wąską ścieżką w dół i oto docieramy do zaskakująco ładnego wodospadu Kravice. Oczywiście kaskada jest nieporównanie mniejsza i mniej spektakularna od Wodospadu Iguazu w Brazylii, który mieliśmy okazję zobaczyć na własne oczy, ale jak na warunki bałkańskie jest naprawdę bardzo fajny. Wodospad w najwyższym punkcie osiąga 25 metrów wysokości, a jego szerokość to około 120 metrów, więc jest na co popatrzeć. Tylko woda, choć bardzo czysta, jest wyjątkowo zimna. Ale i tak nie brakuje „morsów”, którzy chlapią się bez umiaru. Tylko pozazdrościć zahartowanego ciała.

Wodospad Kravice w pełnej okazałości

        Ostatnim punktem naszego jednodniowego wypadu wokół Mostaru jest położone ok. 20 km od Wodospadu Kravice Medziugorie i sanktuarium maryjne znajdujące się w tym mieście. Obok Mostaru i Sarajewa to kolejne miejsce, gdzie dociera najwięcej wycieczek zwiedzających Bośnię i Hercegowinę. Oczywiście (a jakże miałoby być inaczej!) najwięcej z Polski. Polaków jest tutaj po prostu zatrzęsienie i nie jest to przesada. Bez kozery możemy stwierdzić, że w czasie naszej wizyty w sanktuarium i wokół niego, na ulicach miasta, jakieś 50% osób to byli turyści z Polski. Język polski króluje nie tylko na ulicach, ale można się z nim zetknąć praktycznie w każdej restauracji, sklepie z pamiątkami czy dewocjonaliami oraz w… konfesjonałach. Bo to, że restauracyjne menu czy cenniki w sklepach są w języku polskim nie dziwiło nas aż tak bardzo, ale możliwość wyspowiadania się tutaj w języku polskim to już było dla nas duże zaskoczenie.

Sanktuarium maryjne w Medziugorje.
Modlący się wierni w czasie mszy na placu przed sanktuarium w Medziugorje. Połowa z nich to Polacy.

        Samo sanktuarium jest bardzo skromne. Stosunkowo niewielki kościół w niczym nie przypomina na przykład portugalskiej Fatimy, gdzie świątynia jest dużo większa, a plac gdzie gromadzą się wierni przynajmniej dwa razy większy. Nie mniej jednak na brak tłumów nie można narzekać, a najmniej powodów do zmartwień mają na pewno księża, restauratorzy, hotelarze i sklepikarze. Medziugorie to jedne z najpopularniejszych miejsc kultu religijnego w Europie i czy się to komuś podoba czy nie miejsce spotkań ludzi wielu narodowości, którzy wierzą, że objawiła się tutaj ludzkości Matka Boska. Twardych dowodów na to oczywiście brakuje. Nawet kościół katolicki jest wstrzemięźliwy w wyrokowaniu czy objawienia miały rzeczywiście miejsce, ale nie przeszkadza to w przyjmowaniu pielgrzymek i podtrzymywaniu wiary wśród tych, którzy wątpliwości nie mają. Nic w sumie dziwnego. Przekłada się to na pewno na spore wpływy z datków i ofiar składanych przez pielgrzymów, więc w sumie nie ma sensu zarzynać kury znoszącej złote jajka. Z drugiej strony to nikt nikogo nie zmusza do przyjeżdżania tutaj, a przy okazji okoliczni mieszkańcy mają całkiem spore i stabilne źródło dochodu. Jak się pewnie domyślacie to nie nasz klimat te takie trochę sztucznie pompowane sanktuaria, ale cieszymy się, że odwiedziliśmy Medziugorie. Obserwowanie tego zjawiska, a mianowicie wiary ludzi w to co jest mocno wątpliwe daje pewną naukę o człowieku, jego zachowaniu i bezkrytycznemu podejściu do życia. Przyznajemy, że czasami trochę tym ludziom zazdrościmy, bo my tak już na pewno nie będziemy potrafili. Ale to co na pewno potrafimy to zachwycanie się tym co widzimy na własne oczy. Ot, choćby widoki, które mieliśmy okazję podziwiać w drodze powrotnej z Medziugorie do Mostaru na drodze nr R424. Po prostu coś zachwycającego! Matka Natura nie poskąpiła Bośni i Hercegowinie urody.

Burek – pyszna bałkańska przekąska.
Share on FacebookTweet about this on TwitterPin on PinterestShare on Google+Email this to someone

2 thoughts on “MOSTAR I OKOLICE

  • 17 listopada 2017 at 23:20
    Permalink

    Do Mostaru podążaliśmy z chorwackiego wybrzeża ale do domu wracaliśmy bardzo malownicza trasą m.in. przez Jajce:) Miasteczko na pewno warto odwiedzić by poczuć jego klimat, urok i … Nie zapomnieć.

    Reply
  • 23 listopada 2017 at 13:13
    Permalink

    Ależ te zdjęcia są piękne. Musi być tam obłędnie!

    Reply

Skomentuj Magda Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *